Manhattan Nocturne (Tajemnice Manhattanu), reż. Brian DeCubellis
Długo się zastanawiałem co o tym
napisać. Kino noir, neo-noir, post-noir było (od lat 40.), jest i
zapewne będzie długo. I niech będzie, bo obrazy takie jak Czarnywęgiel króchy lód mogą być
rewelacyjne. Z kolei takie jak Krocząc
wśród cieni są po prostu
sentymentalnie, gatunkowo miłe dla oka, tylko że nic nie wnoszą.
Ten ostatni oceniłem na 7 i mam poczucie, że to nieco zawyżona
ocena. Tajemnice Manhattanu
idą jeszcze o krok wstecz. Podstawowa znajomość konwencji noir
czyni ten obraz całkowicie przezroczystym (nie ma własnych cech,
odtwarza tylko skanonizowane cechy gatunku) i przewidywalnym.
Oczekiwanie na jakąkolwiek reinterpretację konwencji, powiew
nowości czy choćby próbę odświeżającego podejścia skończy
się fiaskiem.
Co
więc powiedzieć o filmie, którego właściwie nie ma? Może
zainteresować tych, którzy z noir mieli bardzo mało do czynienia
(lub wcale), dla innych będą to po prostu popłuczyny. A ja piszę
subiektywnie, więc daję czwórkę, w tym jeden punkt za urodę
aktorki.
4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz