Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ryan Coogler. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ryan Coogler. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 7 czerwca 2018

Black Panther (Czarna Pantera), reż. Ryan Coogler

Black Panther (Czarna Pantera), reż. Ryan Coogler

Więcej bym wymagał, zwłaszcza po interesującym początku. Strasznie dużo nielogiczności i niejasności. Miałem ochotę to wyliczać, ale po prostu nie warto, napisałbym długi i pracochłonny tekst nie wart tego filmu. Dodatkowo znowu ideologia... nie mam nic przeciwko temu, że bohaterowie pochodzący z Afryki są czarni, ale dlaczego prawie wszyscy "źli" są mężczyznami, a "dobrzy" kobietami? Po co robić to aż tak ordynarnie, nawet film propagandowy da się oglądać, jeśli jest zrobiony z pewną maestrią. A tu - łopatologia na każdym poziomie. 
Oczywiście przerost akcji nad treścią, nie mówiąc już o jakimś szerszym sensie, który kino superbohaterskie też zdarza się miewać...

3/10

niedziela, 14 lutego 2016

Creed: narodziny legendy, reż. Ryan Coogler

Creed: narodziny legendy, reż. Ryan Coogler

Chyba prawdą jest to, co mówią, że Creed to najlepszy Rocky od czasu pierwszego, chociaż tym razem nie ma "Rockiego" w tytule. Jednak "najlepszy od czasu" nie oznacza "tak samo dobry". Jeśli jedynce dałbym pomiędzy 7 i 8 to Creedowi nie mogę więcej niż 6, co nie znaczy, że to zły film. 6 to naprawdę niezła nota i takie też miałem wrażenie. Postawiłbym go chyba ex aequo lub gdzieś w pobliżu z częścią II, przecież także niezłą. Wiem, że najpierw jest euforia (nareszcie dobry Rocky!), ale euforia mija a wraca zdrowy rozsądek.
Pomysł jest ciekawy. Sytuacja lustrzana, odwrócenie mitu (wątki mitologizujące serię są bardzo silne w całym obrazie, łącznie z pozadiegetycznym wprowadzeniem pomnika Rockiego). Narracja lokuje się po drugiej stronie, w czarnych dzielnicach, w czarnej subkulturze, która - jak się okazuje - ma ten sam rodzaj "brudnego piękna", co slumsy włoskich imigrantów, z których wywodził się Balboa. Inność ale równość - tak mógłby brzmieć slogan tego wątku. Podkreślone jest to na wiele sposobów, także muzyką (main title z seii Rocky pojawia się po raz pierwszy, kiedy Balboa podejmuje walkę z nowotworem i przeplata się z muzyką "czarną"; co prawda brakowało mi wyrazistego motywu muzycznego Creeda, to poważna ułomność). Symetrycznych scen jest tam od groma.
Film ogląda się jako dalszy ciąg, pozostaje w uniwesum Rockiego i nawet nie próbuje się uwalniać. To nic, tak miało być i właśnie to było największym wyzwaniem. Na tej linii twórcy poradzili sobie świetnie. Nie zapchali filmu banałem, pomimo poetyki nawiązań nie wciskali nam żadnego Eye of the Tiger (skądinąd bardzo lubię tę piosenkę, ale tu byłaby błędem w sztuce). Creed mierzy się z mitem ojca (na tle youtube walczy po stronie Rockiego). Stallone, który jest tu trochę Rockym, a trochę Stallonem mierzy się w fabule z chorobą, a w realnym świecie - z mitem własnej postci filmowej, może i nawet mitem jego kariery aktorskiej, to przecieka do filmu. Sceny walk są najlepsze i najbardziej realistyczne w całej serii (zatrudniono prawdziwych bokserów). Dobrze poszło i wygląda na to, że można się spodziewać kontynuacji.

6/10

Apollo i Adonis (greccy Murzyni?)