The Legend of Ben Hall (Ben Hall: legenda), reż. Matthew Holmes
Australijski niby-western, kolejne
wcielenie wszystkich „Jessiech Jamesów”, z którymi zawsze mam
problemy etyczne. To historia o złodziejach, którzy stają się
podpalaczami i bandytami, ale ukazani są jako tytułowi bohaterowie.
Tego pozytywnego oznakowania nie mogę
zrozumieć przy fakcie sporego realizmu historycznego. Nie wiem, co
miałoby owych bandytów czynić „bohaterami”, bo sam fakt, że
życie ich skrzywdziło (zresztą nie wszystkich) to jeszcze nie jest
argument. Fabuła ich nie usprawiedliwia, mamy trzymać ich stronę,
„bo tak”.
Do tego realizmu historycznego należy
dołożyć trzymanie się faktów tak drobiazgowo, jak tylko udało
się ustalić. Nawet strzelaniny są wiarygodne, bo większość kul
nie trafia. I tak to rzeczywiście musiało wyglądać.
Trochę przy tym przydługi i nadęty. Pierwsze od dawna rozczarowanie australijskim filmem.
4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz