The Saint (Święty), reż. Simon West
Jeśli ktoś zagląda czasem na tego bloga (a po statystykach widzę, że zagląda, owszem), wie, że cieszę się, kiedy wychodzą dobre produkcje telewizyjne. Choćby nowa seria o Maigricie jest co najmniej bardzo dobra. Dlatego podszedłem do nowego wcielenia Świętego z dużymi nadziejami, zwłaszcza prowadzony sentymentem do legendarnego serialu. I tylko z sentymentu daję aż dwa punkty.
Produkcja wieje taniochą. Pewne środki są jeszcze dopuszczalne w serialach, ale nie w filmach pełnometrażowych, których rozmach zdradza bondowskie ambicje, a kamera pracuje jak w Kosmos 1999. Kiczowate zbliżenia, drżenie, zwolnienia tempa, nudny dobór planów, tendencyjne wprowadzenia kolejnych plenerów poprzez pokazanie panoramy miasta. Do tego złe aktorstwo, zero charyzmy, zrobienie z Templara "mięśniaka", którego mózgiem musi być jego współpracowniczka. Brak logiki (w wielu miejscach, dla przykładu: Templar musi zamrozić podłogę, żeby dostać się do serwerowni, efekt mija po 10 sekundach, ale ścigający go agent wchodzi bez problemu do środka znacznie później). Trochę męczące jest też odmłodzenie postaci i nafaszerowanie fabuły elektronicznymi wspomagaczami. Mnóstwo przerysowań, mało statystów, totalna porażka. Szkoda, że Roger Moore po raz ostatni pojawia się na ekranie właśnie w takim czymś, ale zapewne chciał się pożegnać w dobrym stylu i po prostu zdążyć.
2/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz