Deepwater Horizon (Żywioł), reż. Peter Berg
Pali się moja panno!
Amerykańska flaga jest znaczkiem jednoznaczym – to hołd dla całej konotacji skrótu USA, dla wiary w tę konotację i w te idee. I wiara jest właśnie myślą przewodnią filmu Żywioł. Potraktowano ją jednak przewrotnie.
Amerykańska flaga jest znaczkiem jednoznaczym – to hołd dla całej konotacji skrótu USA, dla wiary w tę konotację i w te idee. I wiara jest właśnie myślą przewodnią filmu Żywioł. Potraktowano ją jednak przewrotnie.
Byłby to być może
film o załamaniu wartości wspomnianego hasła „USA”, gdyby
postawiono na większą wyrazistość. Postawiono jednak na akcję i
wybuchy. Walor komercyjny jest nieodłączny dla hollywoodzkich
superprodukcji, tu jednak przesłania myśl przewodnią, która
zapowiadała się naprawdę dobrze. Co więcej – przeczy jej. Cały
obraz zdaje się być antykomercyjnym protestem, który jednak ma za
zadanie przynieść jak najbardziej komercyjny zysk ze sprzedaży. To
nie jest jedyny problem, jaki miałem podczas projekcji.
Najtrudniejsze było podjęcie decyzji – czy dać się wciągnąć
w emocjonującą walkę człowieka z żywiołem, czy dać się
ponieść interpretacjom politycznym, a nawet więcej niż
politycznym. Jedno i drugie okazało się problemem.
Akcja jest po
pierwsze przewidywalna, po drugie dość monotonna (pomimo, że
pomysł jest oparty na faktach, a przebieg raczej tragiczny). Kiedy
widziało się już z tysiąc filmów z wybuchami, z czego niemało
opartych na faktach, pewne chwyty wydają się tanie. Znacznie tańsze
niż życie bohaterów akcji i wydarzeń, na których jest oparta.
Z
drugiej strony przekaz ideowy jest co najmniej podejrzany. Rozumiem –
wspomniana amerykańska flaga na tle eksplodującej platformy to
symbol załamania wartości, opisanej wyżej konotacji. To
anty-flaga, oskarżenie, rzucenie cienia na cywilizację macdonnalda.
Jednak – co dalej? Co poza wyrzutem, zarzutem, „gestem
Kozakiewicza”? Otóż chyba nic. „Nuda, nic się nie dzieje”
powiada jeden z bohaterów Rejsu
i paradoksalnie owa „nuda” staje się z wolna cechą rozpoznawczą
„filmów zagranicznych”, czyli w skrócie – amerykańskich.
Na czym najlepiej
można zarobić? Na udawaniu buntownika. Największe pieniądze
ukryto w symulowaniu kontrkultury.
Byłaby
to diagnoza najprawdopodobniej bezbłędna, gdyby nie pewien rodzaj
zakłócenia. Wspominałem na początku o wierze. Jak się wydaje –
twórcy filmu mają poczucie, że jedyne, co można przeciwstawić
korpo-rzeczywistości, to religia. Główny bohater, podobnie jak
drugorzędni – wybacza winowajcom, wszyscy nadstawiają „drugi
policzek”, na końcu wszyscy padają na kolana i odmawiają „Ojcze
nasz”, jakby oglądali Ogniem i mieczem.
Więc jak to jest – jeden Bóg nas wybawi od chciwych korporacji i
globalnej polityki eksploatacji pod hasłem „po nas choćby i
potop”? Jeśli po to nakręcono katastroficzny film akcji o
lewicowej wymowie i prawicowej agitacji, to ja wolę W samo
południe. Ta sama sprzeczność,
ale o niebo (o siódme niebo) lepsza historia.
4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz