Moonlignt, reż. Barry Jenkins
Jak się okazuje, żeby dostać Oscara, trzeba nakręcić
film poprawny. Musi chodzić o czarnych (nie można napisać "czarnych", no o afroamerykanów,
nie, to też niepoprawne, chodzi o białych o czarnej skórze, nie to
też źle, ale oni do siebie mówią per „czarnuchu”, ale poprawny biały komentator nie ma prawa przytoczyć tych dialogów, więc
chodzi o białych o czarnej skórze, nie, chodzi o Murzynów,
nie, „murzyn to obraza”, chodzi o kubo-amerykanów, ale wtedy mieszamy
w to konflikt kubański, więc chodzi .. .. ..
Chodzi o to, że Oscara dostaje
polityka. I tu widzę błąd. Murzyni to już nie polityka.
Homoseksualizm także jest spóźniony o dekady. Teraz na fali jest
feminizm. A tu ani śladu feminizmu w oskarowym filmie.
Aaa, na fali jest też polski
antysemityzm. A tu ani śladu Żyda, i ani śladu Polaka-antysemity.
Błędny Oscar, latający Holender. Ustalcie w końcu, do czego służy
Berlin, a do czego Oscar. Bo na razie się komuś pomieszało.
3/10
Żeby napisać recenzję, nie trzeba znać się na filmach :(
OdpowiedzUsuńTo nie jest recenzja, to nota blogowa i to w bardzo luźnym tonie. Mocno subiektywna. Z recenzją nie ma prawie nic wspólnego, poza jednym: obie formy są opiniujące. Ale jeśli naprawdę będzie potrzeba, to zrobię solidną analizę.
UsuńCo do znawstwa - nasz kraj jest pełen znawców wszystkiego.