czwartek, 21 lipca 2016

The Invitation (Zaproszenie), reż. Karyn Kusama

The Invitation (Zaproszenie), reż. Karyn Kusama

Po pierwsze znakomite, jedne z lepszych portretów psychologicznych w kinie komercyjnym. Oczywiście, w realizacjach niekomercyjnych taka wiarygodność ma prawo się zdarzać częściej, ale przenikliwość portretowania bohaterów ogromnie mnie zaskoczyła. Do tego należy dodać konwencjonalność niektórych z nich. Noszą cechy znanych typów filmowych i pomimo wiarygodności realizują też schemat. Trudne do pogodzenia.
Drugą rzeczą jest mistrzowskie prowadzenie akcji. Nie zdradzę zbyt wiele, jeśli powiem, że przez niemal cały czas ludzie siedzą w willi, jedzą, piją i gadają. Chwilami na trudne tematy, ale nic w sumie nadzwyczajnego. A jednak napięcie rośnie w jakiś niesamowity sposób. Oczywiście, jeśli zwróci się uwagę na niuanse, doskonałe ustawienia kamery, ujęcia na szczegóły, montaż – wiele tych elementów da się uchwycić przy wnikliwym oglądaniu, ale nie wszystkie. Tajemnica realizatorów. Efekt jest jednak taki, że oglądałem z ogromnym zaangażowaniem.
Zaproszenie Interpretacja poszczególnych charakterów to jeszcze inna sprawa, nie będę się w to chyba pakował, choć są to „typy” niezwykle wdzięczne do przeanalizowania i polecam każdemu poświęcenie chwili na taką zabawę. Należy jednak dostrzec parę wyższych metafor.
Raz: jest to diagnoza świata zachodniego. Nieprzypadkowo okazuje się, że nikt (prawie) nie orientuje się jak bardzo sytuacja jest drastyczna i jak bardzo „coś tu nie gra”. Przecież wszystko jest w porządku. Następnie – jak dalece obecni mylą empatię wyniesioną z publicznego dyskursu z poszanowaniem własnych granic i rozumieniem istoty rzeczy (chociaż przecież empatia ma polegać na pojmowaniu istoty rzeczy). Nikt nie ma pojęcia o co chodzi gospodarzom imprezy, bo są zajęci „współczuciem” i „poszanowaniem”. Są pozytywni, tolerancyjni, odrzucili podejrzliwość oraz zdolność powiedzenia „nie”. I nie czują potrzeby mówienia „nie”, bo to co widzą, traktują powierzchownie, więc nie dotyka ich. Dlaczego mieliby się bronić, skoro realia spływają po nich jak po kaczce, a cała rzeczywistość to słowa skopiowane z gazet i poradników? W umysłach „złych” jest bez porównania więcej konkretu, tam się dzieje coś niedobrego, ale jednocześnie prawdziwego. „Dobrzy” natomiast są wirtualni.
Druga rzecz – sporo miejsca poświęcono poczuciu straty i temu, jak ludzie sobie z tym radzą. Znowu roztrząsano tu stan zbiorowej świadomości i znowu należałoby rozwinąć wątek, bo jest szalenie interesujący. Nie chcę jednak tego ruszać, bo nota się zrobi za długa. Nie rozwinę w końcu jeszcze jednej metafory, mianowicie spraw sekt, religii i dylematu kontroli społecznej. Znowu, chcąc-nie chcąc, znajduję film o religii lub bardziej wąsko – o sekcie. I zwykle są to filmy co najmniej dobre, często też po prostu mówiące o ważnych rzeczach. A dokładniej – nie tylko o sektach, ale i o tym, dlaczego niektórzy do nich należą.
Opowieść do samego końca prowadzona jest perfekcyjnie. Wciąga, daje do myślenia, zaskakuje. Uniknięto kilku przeżutych i wyplutych wielokrotnie rozwiązań dreszczowca. Zapewniam, że jeszcze nawet dobrze nie zacząłem rzetelnej analizy, a jak widać już jest cała strona tekstu.

8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz