poniedziałek, 21 marca 2016

The Martian (Marsjanin), reż. Ridley Scott

Marsjanin, reż. Ridley Scott

Kolejne wcielenie Robinsona Crusoe i kolejna reanimacja utopii autarkii. Odkopano bardzo głębokie atawizmy, co skazywało go na sukces, choć wydał mi się odrobinę przydługi. Utopia jest utopią, więc z natury przymyka się na nią oko. Chociaż są tu odłamki jeszcze innej utopii: fragmenty poświęcone intetrnacjonalistycznej współpracy USA i Chin brzmią prawie jak cytaty z Milczącej gwiazdy. To już było komiczne. Do tego nakładały się dialogi, w których postacie wyjaśniają widzowi sens fabuły w taki sposób, że już „komentarz z offu” byłby mniej nachalny. Reszta w porządku. Fajna próba zmierzenia się z formą monodramu, która jest tu dominująca.
Po namyśle – zastanawiałem się w trakcie, czy ktoś z załogi zginie podczas ratowania głównego bohatera. Ale nikt nie ginie. Byłoby to wprowadzeniem nieskończenie pojemnego wątku etycznego i szeregu ciekawych pytań do prostej i monotonnej historii kosmicznego Robinsona. A po co to komu?

5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz