Klucz do wieczności (Self/less), reż. Tarsem Singh
Z zalet, dla których nie dałem niżej niż piątka: po pierwsze
zamysł uwzględnia warunki psychofizyczne, a w analogicznych
produkcjach nie jest to regułą. Szok związany z niecodziennym bądź
co bądź zdarzeniem obserwowania reakcji świata na własną śmierć.
Oswajanie z obcym aparatem fizjologicznym. Nauka koordynacji
ruchowej. Nie swój zapach samego siebie. Wiemy także, że bohater
nie stracił instynktów pomimo podeszłego wieku (wzmianka przy
obiedzie służbowym, na widok młodej kobiety „nadal chwyta za
jaja”). Nie wiemy natomiast jak mózgowa część idu współpracuje
z pozostałymi hormonami. Operacja została nazwana „przeszczepem”,
to próba zracjonalizowania cudownego doczepienia innego ciała do
mózgu i innego mózgu do tego samego wzorca pamięci i osobowości.
Nadal jednak nie wiemy jak to jest zrobione, nie ma nawet próby
wiarygodnego wyjaśnienia tego niewyobrażalnego na razie procederu.
Ciekawy
wątek S-F został jednak niemal zupełnie zabity wątkiem etycznym
(na poziomie najbardziej podstawowej etyki, więc tu nic nie wnosi)
oraz wątkiem sensacyjnym, który ma jedynie „uprzyjemnić”
seans. Zostajemy więc z niezrealizowaną szansą na ciekawy film –
efekt to po prostu inna wersja Bez
twarzy,
bo w gruncie rzeczy chyba wszystko jedno czy twarze zamieniły się
na mózgi, czy mózgi – na twarze. Zwłaszcza w kontekście obu
tych „dzieł”. Bijatyki i strzelanina. Szkoda.
5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz