Retfærdighedens ryttere (Jeźdźcy sprawiedliwości), reż. Anders Thomas Jensen
Mads Mikkelsen znakomicie przysłuża się duńskiemu kinu. Mam wrażenie, że ten gość jest swoistym natchnieniem tamtejszej kinematografii, chętnie zatrudniany nie tylko w duńskich filmach, charakterystyczny i dość plastyczny przed kamerą. No i dobrze, bo co produkcja z nim, to co najmniej niezła, bywa że i bardzo dobra. Tu mamy akurat nieco filozofujący dramat psychologiczny z elementami kryminału i paroma "atrakcjami" w postaci strzelanin. To jednak tylko przyprawa, opisanie tego obrazu jako "kryminał, akcja" to kolejny przykład niekompetencji redaktorów Filmwebu, na który to portal narzekam często i słusznie.
Główne pytanie fabuły to pytanie o determinizm. Następne to pytanie o związki, zależności, tezy są tu mniej nośne komercyjnie niż w Efekcie motyla, za to ciekawsze i bardziej prawdopodobne. To po prostu lepszy film. Mowa także jest (nie wprost) o odpowiedzialności, a nawet pada parę interesujących uwag na temat boga (tego chrześcijańskiego), co jak na kino w sumie komercyjne jest podejściem mocno ambitnym. I właśnie za to daję aż siedem punktów, film przekracza standardowe podejście kina komercyjnego do widza. Może jest to nieco naciągana siódemka, jednak niech będzie.
W skrócie: ginie matka i żona. Mąż wraca z wojny i szuka sprawców. Pomagają mu matematyk i informatycy. Wydarzenia szybko się komplikują.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz