Climax, reż. Gaspar Noe
Film zaczyna się sekwencją nagrania video w telewizorze obłożonym dookoła kasetami video i płytami DVD (ten nośnik pojawił się w szerszym obiegu rok przed datą osadzenia fabuły). Nie znam wszystkich tych tytułów (np. Vibroboy- pierwsze słyszę), jednak po kilku takich jak Possession domyślam się, że zobaczymy remiks treści tych filmów (np. scena opętania z Żuławskiego jest po prostu skopiowana, tylko z nieco inną "choreografią" i pozbawiona pierwiastka mistycznego). Może ambicją było zmieszczenie wszystkich tych wątków w jednym dziele, jako swoisty pokaz wirtuozerii. Wyszedł jednak dość pusty remiks.
Wcześniejsze pełzanie po śniegu sugeruje śmierć wszystkich bohaterów, ale proszę się nie sugerować. Oczywiście "niepoukładanie" u Noe nie jest niczym nowym. Nowym nie jest także pokazywanie ludzi w sytuacjach skrajnych, rzadkich, o których myśli się rzadko lub wcale. Cóż, takie sytuacje są dobrym materiałem do badania natury człowieka (jak zwykle wnioski są pesymistyczne), nie szukałbym jednak jakiejś metafory, czegoś metafizycznego. Już prędzej przestrogę przed zbytnim zaufaniem ludziom, których na co dzień trzymają w ryzach konwenanse, a odrobina chemii wyzwala z nich instynkty. Okazują się tu absolutnie zobojętniali na cierpienie innych (to co mógł być za narkotyk? nie znam się na tym) Do pewnego stopnia jest to wręcz szkolna pogadanka o zgubnych skutkach zażywania narkotyków.
Seksu wiele nie ma, jest za to epatowanie przemocą i drastycznymi scenami (własnoręczna aborcja nożem, podpalenie włosów, sytuacja z zamkniętym dzieckiem). Filmy drastyczne, jak wiadomo, często bywają posądzane o "głębsze treści", zwłaszcza oprawione w artystyczny sznyt. Mam jednak poczucie, że tutaj szukanie drugiego dna nie prowadzi do niczego i jest to kolejny (po Love) Noe, którym jestem rozczarowany.
No może z jakichś głębszych tez znalazłbym tu przekaz, że prawdziwe wyzwolenie seksualne wymaga odrzucenia tych samych ograniczeń, które powodują, że ludzie nie mordują się wzajemnie, a inne wyzwolenie jest niepełne. Nie wiem jednak, czy o to chodziło, czy to tylko moje wrażenie, poza tym chyba nie zgadzam się z takim wnioskiem.
No może z jakichś głębszych tez znalazłbym tu przekaz, że prawdziwe wyzwolenie seksualne wymaga odrzucenia tych samych ograniczeń, które powodują, że ludzie nie mordują się wzajemnie, a inne wyzwolenie jest niepełne. Nie wiem jednak, czy o to chodziło, czy to tylko moje wrażenie, poza tym chyba nie zgadzam się z takim wnioskiem.
Acha, rozumiem sceny tańców - po pierwsze są świetnie zatańczone, po drugie - mają pewnie tworzyć kontrast radości życia i tańca z tym, co dzieje się potem. Ale musiałem je przewijać, za długie. Nie przekonał mnie też środek w postaci trzymania kamery do góry nogami, zresztą nigdy niemal nie przekonuje mnie próba używania kamery w taki sposób, żeby widz "oglądał oczami bohatera". To się po prostu nie udaje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz