Predator, reż. Shane Black
Coś się tu twórcom pokićkało. Czym
innym jest film gatunkowy „z elementami”, a czym innym próba
upchnięcia wszystkiego na raz. Zacząłbym jednak od tytułu:
sugeruje, że mamy do czynienia z remakiem, a nie mamy. I jeśli na
początku filmu jest jego tytuł, to na końcu jest puenta –
głupszej nie umiem sobie wyobrazić, kompletnie wypacza sens
pierwowzoru, poza tym nie da się jej utrzymać logicznie, nawet
naciągając do granic wymowę filmu z 1987 roku.
Dla odmiany – jest to próba
zrobienia produkcji według reguł z Independence Day,
tyle że nie ma w tym ani cienia tego błysku. Żaden z elementów
fabuły nie dorasta poziomem, mnożą się też błędy logiczne w
zbudowanym świecie i psychologiczne w rysie bohaterów.
Żeby
trochę osłodzić dorzucę, że humor bywa świetny. Dialogi i
sytuacje bywają naprawdę zabawne i aż żal, że nie wykorzystano
komediowego potencjału. Jest to skrzyżowanie oryginalnego Predatora
z Parszywą dwunastką,
Kosmicznymi jajami i
paroma innymi tropami, w których mamy zderzenie wersji serio z
wersją „świr”. Potencjał był niezły, zepsuto go jednak...
próbą zrobienia filmu na serio. Znając doświadczenie scenarzystów
łatwo odnieść wrażenie, że nie zapanowali nad swoim komediowym,
czy też nie-serio, parodystycznym podejściem i zapewne bawili się
znakomicie przy wymyślaniu tego scenariusza, co jak wiadomo działa
odwrotnie proporcjonalnie u widza. Robienie sobie jaj z klasyki to
marny pomysł, zwłaszcza, jeśli pięć minut później widać
jakieś strasznie napinanie się, że to niby wciąż jest na serio.
Do
zarzutów można dodać, że powstało już całe uniwersum
predatora, w które (moim zdaniem kompletnie bez sensu) wmieszano
serię Scotta o obcym, do której sam Scott już predatorów nie
miesza wcale, a teraz mamy znowu predatory bez obcych. Ktokolwiek
zarządza tymi franczyzami, powinien się w końcu na coś
zdecydować. Gdyby ktoś się przejmował moim zdaniem, to radziłbym
definitywnie oddzielić oba wątki, a już na pewno nie oddawać ich
w ręce specjalistom od niezobowiązujących parodii.
Żal
niewykorzystanego wątku z genialnym chłopcem (w sumie jego geniusz
do niczego się nie przydał w fabule), z kosmicznym psem (maskotka
plącząca się po ekranie) i paru innych rzeczy, najbardziej zaś
głównego bohatera, którego zagrał aktor raczej bez wyrazu,
idealny do niezobowiązujących ról drugoplanowych. Czas na ocenę:
Jako
komedia SF i parodia Predatora
– 6/10
Jako
horror SF i kontynuacja Predatora
– 2/10
Całe
szczęście, że serwis mediakrytyk.pl od jakiegość czasu bojkotuje moje recenzje, bo
przegrzałyby im się komputery, pewnie algorytm nie przewiduje dwóch
ocen jednocześnie dla tego samego filmu.
PS. Wielbicielom parodii polecam komiks Gołota vs Predator, łatwo znaleźć w sieci. O kilka klas dowcipniejszy niż opisywany film.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz