poniedziałek, 17 września 2018

Predator, reż. Shane Black


Predator, reż. Shane Black

Coś się tu twórcom pokićkało. Czym innym jest film gatunkowy „z elementami”, a czym innym próba upchnięcia wszystkiego na raz. Zacząłbym jednak od tytułu: sugeruje, że mamy do czynienia z remakiem, a nie mamy. I jeśli na początku filmu jest jego tytuł, to na końcu jest puenta – głupszej nie umiem sobie wyobrazić, kompletnie wypacza sens pierwowzoru, poza tym nie da się jej utrzymać logicznie, nawet naciągając do granic wymowę filmu z 1987 roku.
Dla odmiany – jest to próba zrobienia produkcji według reguł z Independence Day, tyle że nie ma w tym ani cienia tego błysku. Żaden z elementów fabuły nie dorasta poziomem, mnożą się też błędy logiczne w zbudowanym świecie i psychologiczne w rysie bohaterów.
Żeby trochę osłodzić dorzucę, że humor bywa świetny. Dialogi i sytuacje bywają naprawdę zabawne i aż żal, że nie wykorzystano komediowego potencjału. Jest to skrzyżowanie oryginalnego Predatora z Parszywą dwunastką, Kosmicznymi jajami i paroma innymi tropami, w których mamy zderzenie wersji serio z wersją „świr”. Potencjał był niezły, zepsuto go jednak... próbą zrobienia filmu na serio. Znając doświadczenie scenarzystów łatwo odnieść wrażenie, że nie zapanowali nad swoim komediowym, czy też nie-serio, parodystycznym podejściem i zapewne bawili się znakomicie przy wymyślaniu tego scenariusza, co jak wiadomo działa odwrotnie proporcjonalnie u widza. Robienie sobie jaj z klasyki to marny pomysł, zwłaszcza, jeśli pięć minut później widać jakieś strasznie napinanie się, że to niby wciąż jest na serio.
Do zarzutów można dodać, że powstało już całe uniwersum predatora, w które (moim zdaniem kompletnie bez sensu) wmieszano serię Scotta o obcym, do której sam Scott już predatorów nie miesza wcale, a teraz mamy znowu predatory bez obcych. Ktokolwiek zarządza tymi franczyzami, powinien się w końcu na coś zdecydować. Gdyby ktoś się przejmował moim zdaniem, to radziłbym definitywnie oddzielić oba wątki, a już na pewno nie oddawać ich w ręce specjalistom od niezobowiązujących parodii.
Żal niewykorzystanego wątku z genialnym chłopcem (w sumie jego geniusz do niczego się nie przydał w fabule), z kosmicznym psem (maskotka plącząca się po ekranie) i paru innych rzeczy, najbardziej zaś głównego bohatera, którego zagrał aktor raczej bez wyrazu, idealny do niezobowiązujących ról drugoplanowych. Czas na ocenę:

Jako komedia SF i parodia Predatora – 6/10

Jako horror SF i kontynuacja Predatora – 2/10

Całe szczęście, że serwis mediakrytyk.pl od jakiegość czasu bojkotuje moje recenzje, bo przegrzałyby im się komputery, pewnie algorytm nie przewiduje dwóch ocen jednocześnie dla tego samego filmu.


PS. Wielbicielom parodii polecam komiks Gołota vs Predator, łatwo znaleźć w sieci. O kilka klas dowcipniejszy niż opisywany film.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz