Hong hai xing dong (Operation Red Sea), reż. Dante Lam
Dante Lam jest tu opisywany już drugi raz i wygląda na to, że upodobał sobie filmy oparte na prawdziwych zdarzeniach z udziałem chińskiej armii. Żałuję, że nie znam historycznego kontekstu sfilmowanej operacji, jednak na końcu pojawia się informacja o inspirowaniu zdarzeniami z realiów. Na ile fabuła trzyma się prawdy - to już inna sprawa. Może ktoś coś o tym wie?
Zaczyna się schematycznie, żeby nie powiedzieć - naiwnie. Wygląda jak kolejna próba zastąpienia "amerykańskich chłopców" jakimiś innymi "chłopcami", w tym wypadku - chińskimi. Z upływem czasu dzieje się jednak coraz ciekawiej, tempo przyspiesza, wiarygodność rośnie, a charakter filmu staje się coraz bardziej nie-amerykański, pomimo ujęć znanych z amerykańskiego kina wojennego.
Chińskie kino wojenne przekonuje mnie coraz bardziej, odkąd obejrzałem Ostatnią bitwę, która zresztą łączy Operation Red Sea postacią jednego z aktorów - Hanyu Zhang. Właściwie to nie tylko chińskie kino wojenne, a chińskie kino w ogóle ciekawi mnie coraz bardziej. Mocno polecam.
PS. Nie jest to ani thriller, ani film akcji, jak w opisie na pewnym znanym portalu. Jest to film wojenny, "combat movie".
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz