Three Billboards Outside Ebbing, Missouri (Trzy billboardy za Ebbing, Missouri), reż. Martin McDonagh
Obawiałem się, że to kolejna wydmuszka, ładnie opakowana w nośne ideologie i wypełniona jedynie powietrzem. Ale, choć nie podzielam zachwytów nad tym obrazem, nie jest też tak źle.
Przede wszystkim poziom indoktrynacji jest tu naprawdę niewysoki, do zniesienia dla kogoś tak przeczulonego jak ja. Po drugie - po jakimś czasie się dowiadujemy, że to jednak nie kryminał (chociaż jest prowadzone śledztwo w sprawie zbrodni), a rozliczenie z niefajnymi nawykami mieszkańców południa USA. Nie pierwsze zresztą, choć w takim np. Mudbound (muszę go w końcu opisać) jest to zrobione co najmniej o klasę ciekawiej. W końcu - nie ma namolnego wybielania bohaterki, która w końcu też musi zebrać trochę w tyłek, nie ma w tym filmie postaci jasnych i czystych na wylot, jak przykładowo w tendencyjnym na tym tle Kształcie wody.
Może się też poddać głębszym analizom, choć nie poczułem się zmotywowany, nawet widząc kilka tropów. Dobre-średnie kino, mocna szóstka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz