W
zamierzchłych czasach pozytywizmu istniał taki nurt jak „powieść
tendencyjna”. Papierowi bohaterowie, idealne dobro, idealne zło,
proste konflikty, brak studium psychologicznego, moralizatorstwo,
czarno-biała rzeczywistość, przekaz moralny wypowiadany wprost,
emocjonalność na pograniczu afektywności, tyrady, ckliwość,
rozdzieranie szat, tanie ssanie ze stereotypów.
Po
długich wahaniach obejrzałem Pokot.
Czułem się, jakbym oglądał Ogniomistrza Kalenia.
Z jednej strony zajmująca fabuła, wciągający scenariusz,
znakomita robota operatorska, itd. Z drugiej – ładunek
propagandowy, który razi na dwa sposoby: łopatologiczną formą i
paskudną treścią. W najgorszych socrealistycznych produkcyjniakach
nie widziałem takiej ilości egzaltowanych kazań na temat dobra i
zła, jak w Pokocie.
Jeśli
ktoś czyta tego bloga (dobrze, nie będę przesadnie skromny, widzę
statystyki i faktycznie niejeden ktoś czyta tego bloga), zauważy że
niemal całkowicie pomijam polskie kino. Oglądam, ale nie piszę o
tym. Jeśli robię wyjątek, to naprawdę mam powód.
Wrócę
więc do produkcyjniaków, bo Holland kopiuje te rozwiązania: papierowy bohater, uproszczona wizja
świata, absolutnie niewiarygodne rysunki psychologiczne postaci,
polaryzacja postaw, skrajności, wyjaśnienia deklarowane explicite
w niekończących się tyradach, emocjonalność, grafomania w
dialogach, „słuszna sprawa” jako usprawiedliwienie marnej
warstwy artystycznej, manipulacja poglądami przy pomocy emocji,
fałszywe tezy forsowane pracą kamery, argumenty emocjonalne,
uproszczenia, skróty, erystyka.
Najgorsze
jest to, że etyka obrońców etyki jest nieetyczna. Jeśli już
ustaliliśmy, że jest to film propagandowy, to należałoby ustalić
z jaką tezą mamy do czynienia. Otóż teza tego propagandowego
filmu brzmi: zabijanie ludzi jest słuszne, o ile są to ludzie,
którzy zabijają zwierzęta. Jest jednak jeszcze jeden (wyszła mi
niezła aliteracja) problem z Pokotem.
O ile niektóre dzieła z okresu socrealistycznego są naprawdę
nieźle poprowadzone i świetnie przemyślane retorycznie (a przez to
mają siłę oddziaływania), o tyle retoryka Pokotu
jest po prostu marna. Kiedy oglądam Życie raz jeszcze
czy Piątkę z ulicy Barskiej,
dostaję argumenty, wobec których muszę naprawdę się skupić, aby
je odeprzeć. Retoryka Pokotu
to tylko wrzaski i nadużywanie wielkich słów. Brzmi jak
przemówienie Szczuki z Popiołu i diamentu,
które zresztą Wajda dokręcił pod presją ówczesnych władz. I
nie chodzi już o marne, naprawdę, aktorstwo Agnieszki Mandat (może
nie z winy samej aktorki, a złego prowadzenia?), nie ma też wpływu
świetne aktorstwo Miroslava Krobota. Nawet praca kamery jest zbyt
ostentacyjna. Teza, że zabijanie larw owadów jest holokaustem, to
po prostu nadużycie i nie mam słów, którymi mógłbym opisać
skalę tego nadużycia.
Centralnym
problemem Pokotu jest
etyka. Wracam do osi tej noty: pod osłoną thrillera przemycono tu
film propagandowy, a więc opatrzony tezą i mający wywierać wpływ.
I musimy pamiętać że metafora ma przełożenie na realia.
Umiejętność czytania metafory niestety zanika, ale do tej właśnie
umiejętności zdają się odwoływać Olga Tokarczuk i Agnieszka
Holland. I obie panie okazują się zwolenniczkami kary śmierci.
Jakoś mi to nie pasuje do ich potocznej narracji, a – proszę
wybaczyć – umiem czytać metaforę. Jeśli już robi się wtopę
artystyczną i etyczną, to dlaczego jeszcze dołącza się do tego
wtopę wizerunku?
Jest w
tym wszystkim jakaś podskórna nienawiść, jakaś pełzająca
zemsta, jakaś intencja, którą trudno mi odgadnąć, ale bałbym
się zasnąć w towarzystwie twórców tego scenariusza. Jem mięso,
czuję się zagrożony. O to chodziło? Czy zdanie „to nie my
zaczęliśmy tę wojnę” oznacza, że trwa wojna i że obrońcy
zwierząt mają ochotę mordować ludzi w zemście za mordowanie zwierząt?
Myślę że tak, o ile starczy im odwagi. Etyka i logika nie mają tu
nic do rzeczy, to jest rozgrywanie osobistych kompleksów.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to symetryczna forma hipokryzji, lustrzane odbicie Polski katolickiej. W obu przypadkach na wierzchu jest egzaltowana, cukierkowa miłość, a pod spodem wściekła, zapiekła nienawiść, zemsta, wręcz sekciarstwo.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to symetryczna forma hipokryzji, lustrzane odbicie Polski katolickiej. W obu przypadkach na wierzchu jest egzaltowana, cukierkowa miłość, a pod spodem wściekła, zapiekła nienawiść, zemsta, wręcz sekciarstwo.
Bohaterka
filmu jest morderczynią i psychopatką. Ostatnia z jej ofiar umiera
żywcem zjedzona przez larwy. Jednego dnia ta sympatyczna pani głaszcze umierającego
dzika (śliczny obrazek), a następnego zakatowuje na śmierć
człowieka, scenariusz woła „dobrze zrobiłaś”. Zostaje
(fabularnie) usprawiedliwiona i przypuszczalnie będzie zabijać
dalej. Po co nam krzesła elektryczne, skoro wystarczy wpuścić do społeczeństwa czułych psychopatów dokonujących samosądów? Przypominam, że mamy do czynienia z filmem propagandowym, a więc opatrzonym tezą i postulatem.
Nie
wiem, czy jestem za karą śmierci czy przeciw. Na szczęście nie
muszę o tym decydować. Znam kilka osób, których nie lubię. Robią
złe rzeczy. Ale gdyby ktoś mnie spytał, czy skazałbym najgorszego
wroga na śmierć w męczarniach poprzez zjedzenie żywcem przez
larwy, odpowiedziałbym, że tylko chory człowiek ma takie pomysły.
A film propagandowy Pokot
usprawiedliwia taką zbrodnię. Taka jest jego teza. Morderczyni żyje
tam sobie spokojnie, chroniona przez przyjaciół i niemal uświęcona.
W czasach rozkwitu video takie sielankowe ujęcia kręcono nakładając
rajstopę na obiektyw. Odrzucam nienawiść i kicz, odrzucam ten film.
Chciałbym podnieść notę za zdjęcia, oświetlenie, grę aktorską, montaż, pracę kamery, cokolwiek. Nie da się, te elementy też są słabe lub co najwyżej poprawne. Najgorszy film Agnieszki Holland ever.
2/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz