Eadweard, reż. Kyle Rideout
Nieźle pokazano czasy „cywilizowanego
wschodu” USA, kiedy nieco na zachód było jeszcze wciąż „dziko”.
Historia jest o ważnym pionierze
fotografii i filmu, który jakkolwiek raczej nie rozumiał istoty
swoich wynalazków. Był niespełnionym badaczem anatomii i istoty
ruchu, interesował go jednak ruch obiektu, a nie ruch obrazu.
Film wpisuje się w modę na
deprecjonowanie osiągnięć Edisona, co zresztą wydaje się
przynajmniej częściowo uzasadnione. O ile Muybridge był prawdziwym
pionierem, o tyle Edison był dzieckiem swojego czasu, a czas był na
jakiegoś tam Edisona prędzej czy później skazany.
Jest też o obyczajach, kompletnie nam
obcych pod wieloma względami. Ale dobrze, że bez wybielania i
dopasowywania do naszych wyobrażeń. Na koniec jedno z pytań, z
którymi pozostawia obraz to – kto właściwie kogo skrzywdził
bardziej: żona Muybridge'a, czy na odwrót. Choć to przecież nie o
tym film.
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz