King Arthur: Legend of the Sword (Król Artur: Legenda miecza), reż. Guy Ritchie
To nie jest tak, że wątłe
przytoczenie paru wątków, w oderwaniu od kontekstu, na samej
intuicji, uczyni film „intertekstualnym”. Zlepek przypadkowych i
nieprzemyślanych zapożyczeń robi jak najgorsze wrażenie, właśnie
z powodu oderwania od istniejącego systemu legend, przez brak
ukorzenienia. Co z tego więc, że są cherlawe ukłony w stronę
kilku klasycznych ekranizacji życia Robin Hooda, a także
bezpośrednie cytaty z Władcy pierścieni
i Excalibura, skoro
jest to nic więcej niż „pusta parodia”, niemająca nic na celu
poza skopiowaniem fragmentu tekstu na prawach „copy – paste”. Bez jakiegokolwiek pomyślunku.
Denerwująco
szybki montaż. Kompletnie nieuzasadnione skróty, które budują
dynamikę, ale nie budują ani atmosfery, ani postaci. Film po prostu
„zapierdala”, tylko nie da się ustalić dokąd i po co.
Kpina
w żywe oczy z realiów historycznych. Graffiti w V w.n.e. wśród
niepiśmiennych wyspiarskich wieśniaków? Czarnoskóry boss i jakiś
„ruch oporu”? I to w warunkach feudalnych? Szkoła kung-fu?
Brandy? Technika destylacji dotarła do Europy w XIII wieku. Jest to
szczególnie irytujące, jeśli film całą swoją atrakcyjność
opiera na tym, że widz jest idiotą. A tu masz ci los – widz nie
jest idiotą i pisze recenzję.
Nawet
efekty specjalne sprowadzone są do minimum. I jakby tego było mało
– wszechobecna propaganda. Tristan jest tu... Murzynem. Merlin,
owszem, występuje, ale tylko w dialogach. Nie pojawia się postać
czarodzieja, całą magię obsługują kobiety. Nie ma też smoka, są
jakieś ośmiornice z kobiecymi twarzami. Dodajmy do tego kiepskie
dowcipy, z których śmiało się pół sali (czyli jakieś cztery
osoby).
Z tego
wszystkiego zrobiono brutalną i prymitywną „napierdzielankę”,
zwykłe kino akcji klasy B, tylko z gwiazdorską obsadą i sporą
ilością komputerowych efektów. Szmira z niedopuszczalną ilością
głupoty, bez scenariusza, nasączona propagandą, plująca na wzorce
i klasyki. Szybcy i wściekli w średniowiecznej Anglii. Nie oglądajcie tego gówna, obejrzyjcie Excalibur
Boormana, nawet jeśli to będzie dziesiąte oglądanie. Lepiej
obejrzeć dziesięć razy Excalibur
niż jeden raz Króla Artura.
Lepiej obejrzeć dziesięć razy Excalibur
niż nie obejrzeć.
1/10
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń