Sultan, reż. Ali Abbas Zafar
Nie byłby to może wybitny film, ale i
nie byłby zły – ot taka sobie opowieść w nurcie „filmów
sportowych” wymieszana (jak często w Indiach) z innymi
podgatunkami, okraszona śpiewem, tańcem i patriotyzmem. Nie byłby
aż zły, gdyby nie drobiazg: oszukiwanie widza. Tytułowy Sultan to
zapaśnik, robiący karierę wbrew przeciwnościom losu i zdobywający
ukochaną. Cytaty z Rockyego
przeplatają się z przebitkami z Krwawego sportu
i innych klasyków. W toku akcji nagle pojawiają się autentyczne
zawody zapaśnicze, w tym olimpiada w Londynie w 2012 roku. Nasz
bohater zdobywa tam złoty medal, a jego dziewczyna – również, w
zapasach kobiet. Sprawdziłem. Indie nie zdobyły na tych igrzyskach
złotego medalu w zapasach w żadnej kategorii. Więcej – nie
zdobyły w ogóle żadnego złotego medalu, a wszystkich razem raptem
sześć (Polska... dziesięć). Pewnych granic w deformowaniu
autentycznej historii nie można przekraczać.
Reszta
– jak wspomniałem – daje się oglądać, jeśli ktoś lubi
indyjskie filmy skierowane w pierwszym rzędzie do indyjskiej
publiczności. Ja jednak wolę te, które zachowując tamtejszą
specyfikę dojrzały do pewnej uniwersalności.
3/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz