The Railway Man (Droga do zapomnienia), reż. Jonathan Teplitzky
Pierwsze, na co zwróciłem uwagę to
wysmakowane i stonowane zdjęcia. Do końca projekcji ta zaleta
pozostała jedną z najważniejszych. Kolejną jest fakt, że film
oparto na prawdziwych zdarzeniach. Było takich przypadków więcej
(jak np. relacja między Adolfem Gallandem i Douglasem Baderem lub
spotkanie Stanisława Skalskiego długo po wojnie z dwójką
niemieckich pilotów, których zestrzelił). Były też filmy takie,
jak Piekło na Pacyfiku
(1968). Zawsze jednak warto opowiedzieć pokrewną historię,
bo nie ma dwóch takich samych, a dobrze opowiedziana historia jest
dobrze opowiedzianą historią.
Myślę, że odcinając się od
ideologii antywojennych można skupić się na podstawowej wartości
dzieła: oczyszczenie jest więcej warte niż zemsta. Można,
oczywiście, oczyszczać się poprzez zemstę (stały motyw
westernowy), jednak The Railway Man sięga
znacznie głębiej. Pokazuje obie strony i jak się okazuje – obie
muszą przejść oczyszczenie, bynajmniej nie dotyczy to wyłącznie
ofiary.
Powstało
też trochę filmów o bestialstwie Japończyków podczas ostatniej
wojny światowej (oraz tuż przed nią). Ten nie wnosi wiele do
tematu, poza faktem, że może kolejni ludzie dowiedzą się części
prawdy. Twórcy jednak nie skupiają się na katowaniu widza scenami
tortur, to co ukazano jest drobiazgiem w porównaniu z tym, co działo
się naprawdę i co pozostawiono wyobraźni widza (podobną drogą
poszedł Smarzowski w Wołyniu).
Dobrze jednak, że takie rzeczy nie przepadają w zbiorowej
świadomości.
I co
za tym idzie – mamy w końcu figurę bieżących relacji Zachodu z
Japonią. Wiele scen dotyczy nie tylko tego konkretnego człowieka,
twórcy autobiografii oraz jego prześladowcy. Swobodnie można na
podstawie ich rozwijającej się relacji i przemian w psychice
zobrazować całe społeczeństwa i ich – powtórzę – zbiorową
świadomość, ewoluującą w określonym kierunku, ale nie tracącą
pamięci. Wizja tych przemian i pozostawionych śladów ogniskuje się
w jednostkach, wszystkich bohaterach filmu. Nawet tych, którzy
doświadczyli mniej lub nie doświadczyli nigdy niczego równie
wstrząsającego, jak np. żona Lomaxa.
Dobre,
z wyczuciem poprowadzone kino, warto zobaczyć.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz