Demolition, reż. Jean-Marc Vallée
Ostateczne wrażenie po tym filmie jest
negatywne. Fabuła świetnie się rozwija – do pewnego momentu, pod
koniec następuje trywializacja nie do wytrzymania. Mamy więc
najpierw nietypowe wejście – dobrze rozwijająca się ekspozycja,
rozmowa między dwójką bohaterów, kończy się znienacka śmiercią
jednej z osób. Zaskakujące. Potem jakieś dziwne historie z
orzeszkami w automacie i bezsensowne listy reklamacyjne. Potem
dziwaczne zachowania bohatera. Jest coraz ciekawiej, pojawiają się
wątki dreszczowca (naprawdę oryginalnie wprowadzone) i romansu
(świetnie poprowadzone). Do tego dochodzi analiza społeczna i
jedyny w swoim rodzaju portret psychologiczny – metafora w
metaforze (sam bohater mówi o metaforach). Coraz bardziej ciekaw
dokąd to prowadzi oglądam i co widzę? Jakie z tego wszystkiego są
wnioski? Co proponują twórcy po tej ambitnej i zaskakującej
historii? Okazuje się, że „miłość jest ważna”, „pieniądze
to nie wszystko”, „nietolerancja wobec gejów jest zła”,
„trzeba pomagać dzieciom z zespołem Downa”. Przegapiłem coś?
Chyba nie. Cała ta rewelacyjna intryga sprowadza się do niczego
więcej niż to, co wymieniłem, kilka trywialnych propozycji rodem z
pogadanek dla gimnazjalistów. I stąd to rozczarowanie – jak można
to było aż tak spieprzyć...
5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz