Z for Zachariah (Z jak Zachariasz), reż. Craig Zobel
To już drugi raz sfilmowana historia. Nie
znam pierwowzoru, ale remake
wydał mi się całkiem niezłym, niskobudżetowym widowiskiem. Do
przesady rozbudowano symbolikę, zwłaszcza wątki biblijne.
Reinterpretacja mitu Kaina i Abla. Mądre ale oklepane. Kaleb jako
ten, który przeszedł pustynię i wszedł do Ziemi Obiecanej.
Zachariasz jako prorok (i jednocześnie Kain). Postać kobieca to już
w ogóle kumulacja co najmniej trzech archetypów (także
biblijnych), a ojciec? Budynek kościoła? Wszystko ma tu znaczenie
symboliczne, co trochę odbiera urok naturalnemu tokowi akcji. Poza
tym nie mam przekonania, czy film jest wart czasu poświęconego na
możliwą analizę tych wątków. Jednak jak na tego typu produkcję
jestem (po paru dniach od projekcji) zadziwiająco zadowolony.
Edycja po pewnym czasie:
Trochę interpretacji wrzuciłem na filmweb, o ile ktoś jest
zainteresowany. Nawet jakaś dyskusja wyszła, więc zmobilizowałem się do głębszej analizy. Jest tam w komentarzach (LINK).
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz