sobota, 13 lutego 2016

Mad Max Fury Road, reż. George Miller

Mad Max Fury Road, reż. George Miller

Film, który robi pod górkę. Z jednej strony realizuje postulaty postapokaliptycznych konwencji (świat zbudowany jest dokładnie na wzór wcześniejszych Mad Maxów). Ale to już było. Z drugiej strony – wątki cyberpunkowe są wyraźne, starannie oznaczone – tak żeby nie było do czego się przyczepić od strony gatunkowej. Z trzeciej – efekciarstwo zatraciło wszelkie proporcje. Sprawność warsztatowa umożliwia tu wyłączenie krytycznej recepcji, jednak po obejrzeniu pozostaje poczucie, że ma się za sobą nie film, a grę komputerową, jakąś niezłą graficznie strzelankę. To nie ma być ten typ emocji, nie ten typ kina. Reszta to kopiowanie rekwizytów, postaci i scenografii na zasadzie 1:1 z poprzednich produkcji.
Gdyby jakiś uczeń liceum plastycznego nieudolnie chciał narysować Russela Crowe, nie mogąc się zdecydować czy przypadkiem jednak nie ma to być Harrison Ford, to wyszedłby mu Tom Hardy. Aktor pod każdym względem poprawny, z twarzy podobny zupełnie do nikogo. Jego postać nie jest główną postacią, narracja zbudowana jest wokół Furiosy (Charlize Theron), Max jest tylko dodatkiem, robolem od czarnej roboty.
To minusy. Plus za klimat i za to, że taka dość prymitywna strzelanka i rozbijanka, w której chodzi tylko o to, co za chwilę wybuchnie, potrafi przykuć uwagę na 120 minut. Przez pół filmu fabuła jest o tym, jak dwie grupy ludzi jadą w jedną stronę i do siebie strzelają, a drugie pół – jak jadą z powrotem i też strzelają. A jednak nie wynudziłem się. Cud! Wszystkie techniczne sprawności zdobyte, słowo harcerza!

6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz