Mad Max Fury Road, reż. George Miller
Film, który robi pod górkę. Z jednej
strony realizuje postulaty postapokaliptycznych konwencji (świat
zbudowany jest dokładnie na wzór wcześniejszych Mad Maxów).
Ale to już było. Z drugiej strony – wątki cyberpunkowe są
wyraźne, starannie oznaczone – tak żeby nie było do czego się
przyczepić od strony gatunkowej. Z trzeciej – efekciarstwo
zatraciło wszelkie proporcje. Sprawność warsztatowa umożliwia tu
wyłączenie krytycznej recepcji, jednak po obejrzeniu pozostaje
poczucie, że ma się za sobą nie film, a grę komputerową, jakąś
niezłą graficznie strzelankę. To nie ma być ten typ emocji, nie
ten typ kina. Reszta to kopiowanie rekwizytów, postaci i scenografii
na zasadzie 1:1 z poprzednich produkcji.
Gdyby jakiś uczeń
liceum plastycznego nieudolnie chciał narysować Russela Crowe, nie
mogąc się zdecydować czy przypadkiem jednak nie ma to być
Harrison Ford, to wyszedłby mu Tom Hardy. Aktor pod każdym względem
poprawny, z twarzy podobny zupełnie do nikogo. Jego postać nie jest
główną postacią, narracja zbudowana jest wokół Furiosy
(Charlize Theron), Max jest tylko dodatkiem, robolem od czarnej
roboty.
To minusy. Plus za klimat i za
to, że taka dość prymitywna strzelanka i rozbijanka, w której
chodzi tylko o to, co za chwilę wybuchnie, potrafi przykuć uwagę
na 120 minut. Przez pół filmu fabuła jest o tym, jak dwie grupy
ludzi jadą w jedną stronę i do siebie strzelają, a drugie pół –
jak jadą z powrotem i też strzelają. A jednak nie wynudziłem się.
Cud! Wszystkie techniczne sprawności zdobyte, słowo harcerza!
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz