Kill Me Three Times (Trzy razy śmierć), reż. Kriv Stenders
Powiadają ludzie, że to komedia. Nie
sądzę, chyba, że na przykład Pulp Fiction nazwiemy
komedią. Ale nie nazywajmy. Film zdecydowanie nie jest na serio, ale
jego celem nie jest rozśmieszanie. Zakorzeniony w kinie nowej
przygody i w antywesternie, „przegięty”, nieco „tarantinowski”.
Po prostu film przygodowy, tylko znacznie bardziej nowoczesny niż
np. Karmazynowy pirat,
wzbogacony o lata doświadczeń i mieszania konwencji. Sceny zupełnie
niewiarygodne przeplatane brutalnym chwilami naturalizmem, sporo
groteski, bez niepotrzebnego podkręcania tempa. Dobra rozrywka.
Kolejny
australijski film (poznaję obecnie bliżej także twóczość Davida
Michôda), w którym policjanci są
wyjątkowo podłymi postaciami. Co się tam dzieje w tej Australii?
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz