Avengers 2 – Age of Ultron, reż. Joss Whedon
Kolejne
odgrzewanie Siedmiu samurajów.
Spodziewałem
się, że jak zwykle w drugiej odsłonie Avengers
będzie więcej akcji – czyli za dużo – i rzeczywiście, było.
Spodziewałem się też, że będzie mniej tła, obudowy dla
strzelanek – czyli za mało. I było za mało. Ale spodziewałem
się też, że będzie więcej dystansu i humoru niż w „jedynce”.
Klops. Dowcipów jest mniej i są mniej śmieszne. Do tego twórcy
chyba zaczęli traktować swoje dzieło śmiertelnie poważnie. O ile
w pierwszej części chwilami wyraźnie spastiszowano całą ideę,
akcentując, że to inteligentna zabawa przestarzałą komiksową
konwencją, to w drugiej – miałem wrażenie – historia była
niemal tak na serio, jak Szeregowiec Ryan.
Jest to oczywiście kino dla dzieci, tym bardziej owo „na serio”
jest rażące. Pozostaje pytanie, czy dziecko zaakceptuje nordyckiego
boga walącego młotkiem w samoloty, chłopca z Bałkanów
biegającego z prędkością światła i agenta specjalnego
rozwalającego roboty z łuku. Być może tak, sądząc po średniej
ocen na filmwebie, chociaż ta średnia może pochodzić od osób,
które wychowały się na komiksach, a film, jaki by nie był,
wywołuje po prostu falę wspomnień. Takie obrazy dowodzą jednak,
że komiks to komiks, a film to film i pewnych rozwiązań nie
udźwignie.
Walki
są za długie, tendencyjne, wręcz komicznie pozbawione realizmu.
Niekonsekwencje – wytrzymałość materiałów, psychologia
postaci, czas filmowy. Dialogi – jakby grupa półgłówków
dyskutowała pseudonaukowym bełkotem o nieistniejących
technologiach, w międzyczasie przeżywając melodramaty i załamania
ideologiczne. I clou: udało się jakoś spowodować, że film ma
skrajnie przeładowaną fabułę, a jednocześnie jest nudny, jak Koń
turyński.
2/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz