Boss Level, reż. Joe Carnahan
Skojarzenia z Dniem świstaka są naturalne, z początku nawet trochę się obraziłem myśląc, że to marna próba skopiowania pomysłu. Jednak nie. Poza ogólnym założeniem fabuły (facet ginie i budzi się rano w tym samym miejscu od nowa) mamy tu po pierwsze wątek kryminalny - prowadzone jest śledztwo. Po drugie fabuła jest raczej skomplikowana, ale nie dopatrzyłem się błędów. Akcja toczy się żwawo, świetne zdjęcia i montaż. Najważniejsze jednak wydaje mi się to, że zrobiono znakomite postmodernistyczne kino. W muzyce (świetnej), zdjęciach, wątkach fabularnych, scenografiach, wszędzie pełno nostalgii do lat 70., 80., i w ogóle do tego co było. Przy tym sama idea maszyny z jednej strony zamrażającej czas, z drugiej - odtwarzającej w kółko to, co już było, zdaje się ogniskować filozofię sztuki ponowoczesnej w jej najbardziej precyzyjnych założeniach. Jest to więc poniekąd film o sobie samym i o czasie, w którym powstał, ilustrujący ten czas, a jednocześnie skonstruowany według reguł nim rządzących. Znakomite.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz