Rak ti Khon Kaen (Cmentarz wspaniałości), reż. Apichatpong Weerasethakul
Pomimo wielu krajów zaangażowanych w tę produkcję, najważniejszy wydaje się udział Tajlandii, co znajduje odbicie w fabule.
A fabuła jest przedziwna. Powiem szczerze, że z taką atmosferą się jeszcze nie spotkałem, przypomina "dziwadła" robione przez Paradżanowa, czy Makavejeva, tyle że zachowuje niepowtarzalny klimat. Wszystko dzieje się tu powoli i nie chodzi o to, co jest pokazywane. Trudno zmierzyć się z tym kinem nie znając historii Tajlandii i tamtejszej obyczajowości. Ludzie są tu jakby pogodzeni z tym co się dzieje, całkowicie wierzą duchom przodków, niespecjalnie przejmują się zarówno śmiercią czy śpiączką, jak i wybudzeniem z niej. Bardziej pociągają ich drobne codzienne przyjemności, obok których toczy się historia mistyczna i historia prywatna. Doprawdy obce, dziwne i bardzo interesujące. I mogę tego świata nie rozumieć, ale warto było się w nim zanurzyć.
Przyznaję siódemkę, ale tak naprawdę nie mam pojęcia jak ten film ocenić. Wiem jedynie, że jest wartościowy.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz