Mother!, reż. Darren Aronofsky
Wspaniała obsada (Lawrence wygląda bardzo sugestywnie, jej "matczyne" kształty są może z pewną nachalnością, ale skuteczne wyeksponowane), świetna praca kamery (nawet kiedy widzimy bohaterkę, widzimy ją jej oczami, a nie jakimś obiektywnym okiem kamery lub okiem kogoś innego), do tego oryginalny scenariusz, pozornie bardzo odrębny.
Pozornie, bo takie rzeczy rozegrano już w Dziecku Rosemary i poniekąd w Babadooku, rozegrano ciekawie i - co ważniejsze - to już było.
Aronofsky nie od dziś wydaje mi się hochsztaplerem. Nie wierzę mu. Świetnie opanował sposoby opowiadania banałów w taki sposób, że sprawiają wrażenie niesamowitej głębi. Zapaśnik to jedyny jego film, który zostawił we mnie ślad. Pozostałe bardzo szybko wietrzeją, nawet jeśli przez chwilę zdają się działać naprawdę mocno. Nic nie tkwi na dłużej. W Mother! mamy prostą jak drut metaforę lęków kobiety pragnącej dziecka, uzupełnioną o wrzutki "od czapy" związane z ogniem i paleniem czarownic. Można oczywiście stanąć na rzęsach i dorobić do tego jakieś łączniki oraz drugie dno, ale po co?
4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz