Berlin Syndrome, reż. Cate Shortland
Gdybym miał ocenić za samą schematyczność, dałbym pewnie 3 lub 4 punkty. Film jest w większości przewidywalny, było takich już milion i nie zdradzę wiele, jeśli powiem, że psychopata więzi w swoim domu ofiarę.
Ocena jednak wzrośnie, jeśli uwzględnić, że portret tej ofiary jest odmalowany bardzo ciekawie, zwłaszcza jeśli pamiętać o tytule (i nie ma tu wcale przesadnej jednoznaczności). Świetnie jest też budowana atmosfera. W końcu - akcję nie bez powodu osadzono w Niemczech, a jest to film australijski - nie koprodukcja australijsko-niemiecka! Daje to do myślenia, nie tylko w kontekście bohatera (też ciekawie sportretowanego, choć nie tak precyzyjnie, jak bohaterka), ale choćby i w postawie dziecka napotkanego w lesie, zachowującego się jak mały dyktatorek. Sporo scen każe się domyślać nieco głębszej metaforyki.
Ta staranność w "nadbudówce" wokół dość ogranej fabuły zasługuje na docenienie. Z mojego zamiłowania do australijskich filmów podciągnę ocenę aż do szóstki.
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz