Brimstone, reż. Martin Koolhoven
Długo wahałem się jaką ocenę przyznać i wciąż nie mam pewności. Ma ten film kilka generalnych zalet - pierwszą z nich jest antywesternowa konwencja pokazująca Dziki Zachód z punktu widzenia kobiet. Jest też warstwa symboliczna, która jednak niezupełnie się udała.
"Wielebny" jest tu figurą, a pokazywany jest jednak jako postać i to bardzo wyraźnie. Na tyle wyraźnie, że trudno jest ostatecznie zdecydować jaką funkcję pełni. Jako bohater filmowy jest kompletnie niewiarygodny i na podstawie tego filmu nie można wyrabiać sobie zdania o losach kobiet na Dzikim Zachodzie. Jako symbol jest także przerysowany i dość niejasny. To spowoduje prawdopodobnie, że zostanie wzięty dosłownie, czyli prowadzi widza do bzdury.
Przyjmuję jednak tę osobę jako figurę - wszystkie inne są postaciami filmowymi, ale ten duchowny jest po prostu symbolem religii ustalającej porządek społeczny. Jest alegoryczny, to jedyne wyjaśnienie dla jego całkowicie niewiarygodnego profilu. Wówczas takie kwestie, jak np. „nie
wpuszczaj wielebnego” należałoby rozumieć „nie wpuszczaj do
domu religii, bo nas zniszczy”. To wyjaśniałoby kompletną bezradność ludzi w kontakcie z nim i jego "niezniszczalność" oraz w końcu - wpływ na wszystko, co się dzieje, nawet bez jego bezpośredniej obecności.
Cóż z tego, skoro 100% komentarzy, jakie przeczytałem, podkreśla realizm przedstawionej sytuacji i wyciąga wątki "złych mężczyzn gnębiących kobiety". Przeocza się przy tym, że mamy w fabule sporą ilość męskich bohaterów, którym nie możemy niczego zarzucić. Nie jest to obraz feministyczny, tylko antyreligijny. Wahałem się między 8 w najlepszych momentach, a 4 w najbardziej nieporadnych i kiczowatych. Więc z pewną konsternacją i mieszanymi ucziciami daję
6/10
A na marginesie - waszym zdaniem bohaterka przeżyła czy nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz