Under The Shadow, reż. Babak Anvari
Turecki odpowiednik Babadooka
(oczywiście nie jako kopia). W obu przypadkach mamy matki nieradzące
sobie z okolicznościami, w jakich się znalazły. Samo podobieństwo
gatunkowe (horrory) to jeszcze mało, ale punkty styczne fabuły i
interpretacji to już coś znacznie więcej.
Babadook
jest znacznie bardziej wysmakowany stylistycznie, jednak sytuacja
rozgrywa się wyłącznie wokół podświadomości matki i jej
relacji z dzieckiem. Poza tym był to w pewien sposób film
nowatorski. Under the Shadow
z kolei nie jest może tak interesujący jako zjawisko filmowe, nie
oferuje też równie miłej dla oka pracy kamery (choć trzeba
docenić znakomite scenografie). Dostajemy natomiast pewną wartość
naddaną. Potwór (czy jest to Babadook, czy irańskie dżinny) w tym
przypadku nie ogranicza się swoim zasięgiem do kontekstu
psychoanalitycznego.
Matka
nie radzi sobie na kilku płaszczyznach. Po pierwsze – kultura
Iranu. Bohaterka jest muzułmanką, która pokornie dostosowuje się
w swoich działaniach do wymagań religii i reguł społecznych.
Jednak całe jej wnętrze się przeciwko temu buntuje. A trzeba
pamiętać o zdaniu, które pada w dialogach – że dżinny są
prawdziwe, bo przecież napisano o nich w Koranie. Drugim źródłem
potworów jest sytuacja rodzinna. Problemy z samotnym wychowywaniem
dziecka, konflikt z mężem i wymuszone rozstanie, niedojrzałość
do roli matki. W końcu, chyba najważniejsza z wartości naddanych –
wojna iracko-irańska. Wyniszczający konflikt, który pamiętam z
Dziennika Telewizyjnego, relacjonowany na bieżąco.
Najciekawiej
wygląda chyba zderzenie normalnego życia, z telewizją, zakazanym
video, zwykłym jeżdżeniem samochodem po zakupy i wojny,
zaglądającej znienacka w ten świat i równie nagle uciekającej
znów na linię frontu, daleko od miasta. Ta sytuacja to rodzaj
upiornej groteski, która jest katalizatorem wyzwolenia potworów.
Sytuacja
jest więc o wiele bardziej złożona niż w Babadooku,
gdzie upiór w większości jest tożsamy z okaleczonym libido
bohaterki, wyzwalającym z niej agresję.
Mamy
tu rzadką okazję obcowania z irańskim kinem (co prawda jest to
koprodukcja, ale irański wpływ decyduje o kształcie całości).
Oprócz świadectwa bieżącego stanu – nie tylko ich
kinematografii, ale i nastrojów, które przecież w kinematografii
objawiają się doskonale – mamy niezły film. Zaczyna się jak
standardowy dramat i kończy się jak standardowy dramat, z tą
różnicą, że początek dzieje się w konwencji realistycznej, a
dalszy ciąg, aż do końca – w obrębie coraz głębszej metafory
walki z dżinnem. Punktem przełamania jest znakomita sekwencja z
niewypałem rakiety. Ta rakieta sygnalizuje wejście w głąb
metafory.
Straszy,
owszem, ale bez przesady. Jak na dramat społeczny jest to bardzo
mocne kino, jak na horror – raczej delikatne. Nie o moc jednak
chodzi.
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz