Independence Day: Resurgence (Dzień Niepodległości: Odrodzenie), reż. Roland Emmerich
Nie rozumiem zarzutów pod adresem
filmu. Widowisko jest wspaniałe wizualnie, akcja jest szybka,
zagrożenia kumulują się jak należy. Głośno i kolorowo. Może trochę brakło
humoru. Może za mało zaprzyjaźniono nas z bohaterami (całość
jest o pół godziny krótsza od jedynki). Ale więcej zarzutów bym
nie postawił.
O ile akcja Dnia niepodległości
sprzed lat dzieje się w ówczesnym „czasie obecnym”, o tyle kontynuacja
osadzona jest w świecie alternatywnym. Jest to nie tylko logiczną
konsekwencją wydarzeń z poprzedniego filmu, ale też ciekawym
pomysłem na zrobienie „dwójki”. Jak wiadomo kolejne części
udanych filmów zwykle są coraz słabsze. Brakuje pomysłów,
powiela się rozwiązania pierwowzoru. Twórcy Odrodzenia
cwanie uciekli od tej pułapki. Rzeczywistość świata
przedstawionego zmienili tak dalece, że nie mogło być mowy o
prostym małpowaniu sukcesu pierwowzoru.
To
chyba właśnie najbardziej boli krytyków. Independence
Day był jednym z najlepszych
filmów późnego „kina nowej przygody”, dla niektórych przez to
stał się świętą krową. Słyszałem głosy bardzo nieprzychylne
dla tej „szmiry” (kontynuacji) jeszcze zanim było wiadomo jaka
będzie fabuła. No to – jeśli podejść bez uprzedzeń, dostaliśmy
po prostu solidnie zrobione S-F z dużą dawką akcji. No i doskonałe
efekty specjalne. A że chwilami naiwny lub nie całkiem logiczny?
Cóż, „święty” pierwowzór z 1996 roku miał te same wady. I
też go bardzo lubię.
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz