I ekrixi (Płomień), reż. Syllas Tzoumerkas
Pozorna niezrozumiałość tego filmu
bierze się głównie stąd, że jego „sjużet” stawia dość
wysokie wymagania. Cały obraz jest szeregiem retrospekcji różnie
umieszczonych w czasie, ale poukładanych tak, żeby wyjaśnić w
końcu nie tyle przebieg wypadków, co ich znaczenie. Na końcu
dowiadujemy się „dlaczego tak się stało”, a nie „jaka była
kolejność zdarzeń”. Jeśli tak podejść do obrazu, to staje się
całkowicie jasny i czytelny.
I Ekrisi
to dwie równoległe historie. Jedna jest historią kobiety uwikłanej
w rozlatujące się małżeństwo i problemy rodzinne. Uzależniona
od społecznych standardów nie wie kim jest, pojawiają się też
problemy typowe dla małżeństw, które się rzadko widują (mąż
jest marynarzem).
Druga
historia to współczesna Grecja – beztroskie podejście do zasobów
i kolejnych kryzysów nawiedzających ten kraj. Konflikty pokoleniowe
i zadłużenie (zobrazowane w filmie w sposób dosłowny)
przeniesione są na bohaterów fabuły w mikroskali.
Interesująca
produkcja, jedna z dwóch „obowiązkowych” z najnowszego kina
greskiego (druga to Kieł).
Klimat był mi trochę obcy i trudno mi się odnieść jednoznacznie.
Może problem w tym, że jest to tak bardzo grecki film, że po
prostu nie mój.
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz