Phobia, reż. Pawan Kripalani
Moja wysoka ocena może dziwić, jeśli
porównać ją do tej na Filmwebie. Wszystko staje się jednak jasne,
jeśli poczytać komentarze. Filmowi zarzuca się, że jest utrzymany
w indyjskiej konwencji i że robi kilka ukłonów w kierunku
tamtejszej tradycji filmowej. Tak, jakby amerykańskie czy
europejskie kino takich ukłonów nie robiło. Jednak w tych
przypadkach po prostu nie zauważamy kompromisów – bo przywykliśmy
do nich i wydają się naturalne i niezbędne. Otóż często wcale
nie są. Natomiast bollywoodzkie rozwiązania dla takiego widza jak
ja wyglądają świeżo, egzotycznie i raczej traktuję je jako walor
niż jako wadę. Do tego po raz kolejny w hinduskim eksportowym
obrazie postanowiono wkomponować je w fabułę w taki sposób, żeby
nie były zjawiskiem samoistnym. Jeden krótki taniec i odrobina
ckliwej muzyki nie są nadmiarem, są zintegrowane z przebiegiem
wypadków.
Poniżej próba interpretacji, w której jednak więcej jest znaków zapytania niż odpowiedzi. Film niezwykle wciągający, zdecydowanie do wielokrotnego oglądania.
Poniżej próba interpretacji, w której jednak więcej jest znaków zapytania niż odpowiedzi. Film niezwykle wciągający, zdecydowanie do wielokrotnego oglądania.
Nie mam pewności, czy pętla czasowa
jest tu elementem magii, czy metaforą przeznaczenia, może też
wędrówki dusz (pojawia się symbolika koła). Zwłaszcza, że na
samym początku padają słowa o śmierci psa i narodzinach
bohaterki. Co ciekawe – w bezpośredni sposób ten wątek nie jest
kontynuowany, można jednak odnaleźć jego ślady w aluzjach
wizualnych i dialogowych. Jest jeszcze wyjaśnienie fizyczne, czyli
dosłowna pętla czasu, choć to zbliżałoby całość do konwencji
S-F, niekoniecznie przystającej. Chyba, że pomyślimy o tym jako o
sile przeczucia. Ostatecznie jednak nie musi być tak, że ona widzi
samą siebie
Pies jednak w kulturze Indii jest zwierzęciem świętym i, jak się okazuje, za jego zabicie można dostać dożywocie. To otwiera ciekawe pole
interpretacyjne: bohaterka ostrzega swojego chłopaka w pierwszej scenie,
przecież nawet na niego warczy (nie wolno jej zabić, jest pod
ochroną), a mimo to zdarza się zbrodnia taksówkarza i jej konsekwencje. Co
ciekawe, niby-narzeczony nazywa ją księżniczką. Tak się nazywał pies. A to
znowu otwiera pole interpretacji na kasty – może ona jest z niższej kasty. Taksówkarz z pewnością jest.
Siostra. Co się z nią stało?
Dlaczego wystarczają jej argumenty narzeczonego bohaterki „biorę za to pełną
odpowiedzialność”? Dlaczego siostra nie dzwoni, nie odwiedza?
Dlaczego bohaterka nie dzwoni do siostry, chociaż za nią tęskni
(widzi ją w lustrze)? Sąsiadka mówi, że to dom wariatów.
Właśnie. Może to był dom wariatów? Coś się w nim kryje „między
ścianami”. Może trupy. Może traumy. Może lęki. Interpretacja: Dom to „ja”.
Najgorszy pokój („tu lepiej nie wchodzić”) – zakopana głęboko
podświadomość. Osoby: dziewczyna – alter ego bohaterki,
mężczyźni – projekcje lęków, z jednego na drugiego („ze
szklanki do szklanki”). Bohaterka musi pokonać lęki (fizycznie),
aby uporać się z traumą. Mężczyźni (zbliżenie z mężczyzną)
źródłem lęku/traumy. Narzeczony mówi, że to „mieszkanie
przyjaciela”. Czyli architekta właśnie? Czyli to jednak szpital?
Taksówkarz vs architekt. Taksówkarz
ponoć siedzi w więzieniu. Tak jej mówią. Dbają o to, żeby
słyszała, co mówią za drzwiami. Dlaczego wszyscy mieszają jej w
głowie? Siostra awanturuje się o syna, a chwilę wcześniej
opowiada o upadku z pierwszego piętra i jest jedna wzmianka o ojcu.
Architekt bawi się lalkami. Makieta
domu. Może to lekarz? Ostatecznie zaprojektował ten dom wariatów i
nim zarządza. Robi idiotyczny remont (niby maluje, ale jednocześnie
wierci dziurę w ścianie). Usiłuje dowiercić się do
podświadomości pacjentki. Proponuje terapię śmiechem „ze
szklanki do szklanki”. Czyli zgadza się na projekcje, jest ich
doskonale świadomy. Przestraszył bohaterkę na początku (już z
powodu projekcji i skojarzeń z taksówkarzem?), ale koniecznie
chciał jej podać „wodę”. Ostatecznie „wodę” podaje miś.
Czym jest ta „woda”? Czy to ta sama „woda”? Czy może dwie
różne „wody”?
Pani doktor. Skąd ta dziwaczna
diagnoza? Czemu bohaterce wmawia się chorobę na podstawie pozorów i leczy za
pomocą virtual reality?
Oczy (okulary – wykrzywiają
rzeczywistość, zaprzeczają rzeczywistości; kamera, dziura w
ścianie – z podświadomości do źródła lęku, do świata
zewnętrznego, dziurę wywiercił architekt/demiurg, to nie tylko
podglądanie, ale także wyglądanie na świat, przyglądanie się
demonowi, oswajanie go śmiechem?)
Podobnie z agorafobią – czy to
rzeczywista choroba, nie wiemy do samego końca. Bohaterka nie umie
wyjść z domu, ale dom nie musi być domem. Może obrazować stan,
sytuację, osaczenie, niezdolność do uniknięcia czegoś, co nie
zniknie póki nie zostanie rozwiązane do końca. Ostatecznie jednak
stan psychiczny tej osoby jest pokazany w sposób przerażająco
skuteczny. Ja, widz, czułem się, jakbym oglądał kogoś, kto
naprawdę choruje, a nie film. Aktorstwo jest absolutnie bezbłędne.
Do tego zaaranżowanie dialogów i kłótni jest tak naturalne, że
sam nie wiem, czy tak zostało napisane, czy oni faktycznie się
kłócili. Wracając jednak do agorafobii – kim właściwie jest
potencjalny chłopak bohaterki? Przyjacielem? Prześladowcą?
Zmetaforyzowanym lękiem? A może wewnętrzną blokadą odcinającą
bohaterkę od świata? Warto wziąć pod uwagę, że zanim wyjdzie z
domu musi przyjaciela zranić i uwięzić, czyli de facto
wyeliminować.
Kim jest lekarka, która próbuje
leczyć przy pomocy symulatora? Może ten przyrząd to próba
oderwania bohaterki od realnego świata, w który z ogromnym lękiem
wkracza (jakiś przełom wewnętrzny?) i uwięzienia jej w świecie
wirtualnym – między artystami, playboyami i innymi fantomami
życia? Z drugiej strony – kobieta wyzwolona
(sypia z kim chce po pijanemu), niezależna, malarka (obrazy
symboliczne), poddawana psychoanalizie, a jednak uwikłana w tradycję
Indii. A gdzie są jej rodzice? Dlaczego nie ma ani słowa o
rodzicach? Przecież to dla Hindusów ogromnie ważne. Może ich
nieobecność też jest znacząca? A więc rodziców nie ma wcale,
siostry (jedyny element rodziny) prawie też. Dziwne. Symboliczne
porzucanie rodziny, aby dorosnąć do samodzielnego życia i stawić
czoło lękom? Symboliczna zmiana skóry?
Ogólnie wygląda to tak, że cały
świat otaczający, łącznie z rodziną, próbuje coś zdusić w
bohaterce. Może też od czegoś ją odłączyć, może czegoś
pozbawić, może do czegoś zmusić. W tym wszystkim dość
tajemniczą rolę pełni taksówkarz, uderzająco podobny do sąsiada w wynajętym mieszkaniu. A może to ten sam człowiek? Czemu jednak bohaterka nie rozpoznaje jego twarzy? I dlaczego w końcu nie doszło do gwałtu? Czy jest umówiony z
przyjacielem bohaterki? Czy może cała sytuacja z próbą gwałtu
jest jej przewidzeniem lub przeczuciem? Może „progiem”, za który
zaczyna się campbellowska „wędrówka bohatera”? Co jednak
należy podkreślić – tradycja przyzwolenia na gwałt pojawia się
w indyjskich filmach, wyraźnie w krytycznym świetle. Kilka dni
wcześniej obejrzałem U Turn
– również temat się pojawia, choć zaledwie w jednym zdaniu. A
jednak jest to zdanie znaczące.
Najpotężniejsze
wrażenie robi jednak ukazanie wewnętrznego świata bohaterki przy
pomocy wszystkich środków i zabiegów filmowych. Niezwykle staranny
montaż, kolorystyka, budowa kadrów, fenomenalna ścieżka
dźwiękowa. Wszedłem w jej głowę, albo ona w moją. Byłem chory
przez całą projekcję. Coś nieprawdopodobnego.
Oglądanie
tego jako zwykłego horroru czy dreszczowca nie ma większego sensu.
Film owszem, straszy, ale przede wszystkim przemawia. Przekonuje.
Daje do myślenia. Proponuje rozbudowaną metaforę wziętą z mało
znanej kultury i uderza w złożone pokłady odniesień, wrażeń,
wniosków. I to wszystko w nieco lynchowskiej oprawie, nieco niedopowiedzianej, surrealnej. Trzeba jednak dodać, że realizacja ma wiele wspólnego z najlepszymi wzorcami Hitchcocka – zarówno na poziomie rozwiązań fabularnych, jak też w podstawowej tkance narracji, w końcu w pracy kamery. Jeśli widzi się te pokrewieństwa, przyjemność z oglądania gwałtownie rośnie.
Mam
problem z oceną. Dałem ósemkę takim dziełom jak Room i
Ex Machina, choć
kusiły mnie te dziewiątki. I tu też mnie kusi. Nie wiem, czy
Phobia jest lepszym
kinem niż te dwa wymienione obrazy, ale chyba czas przekroczyć
granicę i tę pierwszą dziewiątkę przyznać
Próby kolejnej doraźnej interpretacji (po dyskusjach SPOILER): 1. Taksówkarz jest tym samym człowiekiem, co przyjaciel bohaterki. Jest mianowicie gwałcicielem, który wykorzystał ją po pijaku, a ona to wyparła i w toku fabuły dochodzi do przerażających realiów. Dotąd myślała, że po prostu się zabawiła, a to był gwałt. 2. Taksówkarz jest personifikacją lęku przed gwałtem lub innych lęków. 3. Taksówkarz jest kluczową postacią, ale nie wiadomo w końcu czym jest. 4. Przyjaciel jest zaborcą, manipuluje bohaterką z powodu kompleksu – został odrzucony. Mści się.
Zdecydowanie warto obejrzeć. Dla mnie najlepszy film 2016 roku.
9/10
Próby kolejnej doraźnej interpretacji (po dyskusjach SPOILER): 1. Taksówkarz jest tym samym człowiekiem, co przyjaciel bohaterki. Jest mianowicie gwałcicielem, który wykorzystał ją po pijaku, a ona to wyparła i w toku fabuły dochodzi do przerażających realiów. Dotąd myślała, że po prostu się zabawiła, a to był gwałt. 2. Taksówkarz jest personifikacją lęku przed gwałtem lub innych lęków. 3. Taksówkarz jest kluczową postacią, ale nie wiadomo w końcu czym jest. 4. Przyjaciel jest zaborcą, manipuluje bohaterką z powodu kompleksu – został odrzucony. Mści się.
Zdecydowanie warto obejrzeć. Dla mnie najlepszy film 2016 roku.
9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz