sobota, 17 września 2016

Ekipazh (Załoga), reż. Nikolay Lebedev

Ekipazh (Załoga), reż. Nikolay Lebedev

Ostatni film katastroficzny, jaki oglądałem to San Andreas. Przeraźliwie schematyczne amerykańskie kino efekciarskie, zresztą pisałem o tym. Mam jednak kilka miłych skojarzeń z rosyjskimi filmami z ostatnich paru lat i chętnie sięgnąłem po Załogę.
Nie żałuję. Jeśli można powiedzieć, że jakiś film jest przewidywalny, a jednak nieschematyczny, to ten właśnie jest. Pozornie to sprzeczność, ale tylko pozornie. Całe piękno gry z widzem polega tu na tym, że wiemy, co będzie dalej, a jednak emocje są jak należy. Ktoś opowiada nam ulubioną historię i jej sedno nie jest w tym, że jej nie znamy, a w tym, że opowiadający po prostu bardzo dobrze to robi.
Efekty specjalne może nie porażają, ale niewiele im można zarzucić. Natomiast nie są na pierwszym planie. Pierwszy plan to prosta historia paru ludzi w skrajnej sytuacji i wiarygodne zachowania bohaterów. Może są to postacie „filmowe”, przerysowane (zarówno po dobrej, jak i po złej stronie), ale tego przecież wymaga kinematografia.
 Twórcy takich gniotów akcji, jak wspomniany San Andreas czy Jason Bourne mogliby się uczyć wszystkiego – począwszy od umiaru, przez pracę kamery, skończywszy na budowie historii i archetypach postaci. Mistrz w Załodze to typowy „homo sovieticus” (prawdopodobnie jest to świadome rozliczenie z taką postawą), jednak znajduje w sobie dość energii, żeby wyrwać się z ram. Przy tym jest to świetny fachowiec, a rosyjska historia awiacji jest jedną z najbujniejszych na świecie. Do tej tradycji z nieukrywaną dumą odnoszą się twórcy filmu. Dlatego, kiedy główny bohater zostaje skierowany na pokład Tu-204, patrzy na niego z dumą, przejęty, że dostanie do pilotowania samolot tej klasy. I rzeczywiście, jest to jedna z najlepszych maszyn pasażerskich, a Rosjanie mają tego świadomość.
Nieźle są rozegrane wątki romantyczne, z drugiej strony udało się uniknąć nacjonalistycznego bełkotu. Z ciekawostek – wciąż wyziera rosyjski sentyment do Polski. Lotnisko w Warszawie jest wspomniane dwukrotnie w sposób zwracający uwagę, a w końcówce jeden z pilotów ma na nazwisko Pirx. Szukałem rosyjskich napisów, żeby się upewnić, czy nie jest to błąd tłumacza, ale chyba nie. Wymowa zdaje się rzeczywiście brzmieć jak „Pijerch” (tak brzmi po rosyjsku litera „x”).
Na końcu warto dodać zdanie zupełnie z innej beczki. Przebieg niektórych wypadków w fabule nieodparcie nasuwa skojarzenia z możliwym przebiegiem katastrofalnego lotu do Smoleńska. Zwłaszcza zachowanie polityków i ich wpływ na pilota. Oczywiście trudno przypuszczać, żeby taki był zamiar twórców, ale z drugiej strony skojarzenia są po prostu nieodparte.
Bardzo dobre, proste, a jednak mocne kino akcji.

7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz