wtorek, 5 lipca 2016

La isla mínima (Stare grzechy mają długie cienie), reż. Alberto Rodríguez

La isla mínima (Stare grzechy mają długie cienie), reż. Alberto Rodríguez 

Oryginalny tytuł określa zapewne próbkę społeczeństwa hiszpańskiego, reprezentację przeróżnych postaw, warstw społecznych, typów zachowań. Dwaj policjanci – faszysta i komunista poszukują morderców młodych kobiet. Oni – ze wszystkimi swoimi wadami, ze złą przeszłością i skonfliktowani ze sobą – próbują zaprowadzić tam ład i prawo. Jest to zapewne rozliczenie hiszpańskiej historii od lat 30. do 80. Jest to też (jako konwencja) czytelne nawiązanie do westernu i czarnego kryminału.
Piękne zdjęcia, umiarkowane tempo, dobra ścieżka dźwiękowa. Aktorstwo też w porządku, najważniejsza wydaje się jednak nastrojowość i symbolika – nie zawsze co prawda czytelna dla widza spoza Hiszpanii. Pewne sprawy są jednak dość oczywiste i podane w interesujący sposób. Inne – bronią się otwartością interpretacji i smakiem filmowego rzemiosła. Naturalnie i sama zbrodnia też coś „oznacza”, oddaje realia tamtejszej kultury z jej wadami potraktowanymi wnikliwie. A poza wszystkim – to się po prostu dobrze ogląda jako kryminał i jako znakomicie prowadzoną narrację filmową.
Twórcy nie cofnęli się przed rozliczeniem przeszłości w sposób bardzo wyrazisty – mówią „do pewnych spraw nie będziemy wracać, ale to nie znaczy, że zapomnieliśmy”. Faszyzm umiera (w niemiły sposób, postać symbolizująca odchodzący ustrój sika krwią). Zaczynają się nowe czasy i ten specyficzny, być może nie do końca zrozumiały dla obcokrajowców, przełom zobrazowano bardzo sugestywnie.
Dekoracje, stroje, samochody, fryzury – dawno nie widziałem tak świetnie oddanego klimatu początku lat 80.

8/10

Stare grzechy mają długie cienie


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz