środa, 11 maja 2016

Kreuzweg (Droga krzyżowa), reż. Dietrich Brüggemann

Kreuzweg (Droga krzyżowa), reż. Dietrich Brüggemann

Religia jako siła destrukcyjna i autodestrukcyjna. Fabułę oparto na kontraście między etapami drogi krzyżowej a życiem młodej dziewczyny. Kolejne „zwycięstwa duchowe” prowadzą do klęski człowieka, wyniszczenia osobowości. „Niesienie krzyża” jest tym samym, czym było według ewangelii: upiorną i poniżającą katorgą, a nie żadnym triumfem wiary. Z kolei „upadki” to jedyne momenty, kiedy pojawia się odrobina prawdziwego życia, strzępek radości.
Obraz składa się z 15 ujęć składających się na poszczególne części. Każde z nich trwa długo i wymagało od aktorów (często bardzo młodych) świetnego opanowania tekstu oraz roli. Ujęcia są statyczne. Pierwszy ruch kamery zarejestrowałem dopiero w piętnastej minucie drugiej godziny.
Warto wziąć to wszystko na poważnie. Skala poczucia winy i zobowiązania pokazana w tym filmie może być oczywiście hiperbolą, jakąś diagnozą społeczną, ale niekoniecznie. Takie historie zdarzają się naprawdę, jeśli wrażliwy człowiek trafi w skrajnie wyniszczające środowisko. Religia naprawdę ma zdolność do przeprowadzenia prania mózgu – nawet na taką skalę. Zwłaszcza jeśli jest to sekta – niezależna lub działająca w obrębie większego wyznania.
Można się rozpisać o całych pokładach ładnie zakomponowanych aluzji biblijnych (ich odczyt potęguje wrażenie, powoduje, że akcja, której prawie tu nie ma, zaskakująco zagęszcza się). Do tego świetne spiętrzenia tropów kulturowych, zogniskowane wokół katolickich i protestanckich tradycji i recept na życie, sporo „dulszczyzny”, stonowane ale znakomite zdjęcia.
Co oznacza końcówka? Jest świętość czy nie ma? Jest uzdrowienie? Czym jest niebo? Mam swoje zdanie na temat tego rozwiązania, wydaje mi się prowokacją, nie zmieniającą wymowy filmu, wręcz dobijającą goryczą. Wszystko, co dobre to ludzka reakcja na wstrząs, na zło, a nie objawienie bóstwa. Ale po to jest otwarte zakończenie, żeby każdy mógł po swojemu.

7/10

Edycja drugiego dnia: po namyśle stwierdzam, że można jednak ten film zinterpretować dokładnie odwrotnie niż powyżej napisałem. Próbowałem wykluczyć taki model, ale nie znalazłem nic, co by go definitywnie eliminowało. Prawdopodobnie już wczoraj miałem gdzieś tę obawę i dlatego dałem 7 a nie 8. Uważam, że to ułomność. Obraz, który można zinterpretować dowolnie w obie strony - to trochę tak jakby go nie było wcale. Jest też oczywiście możliwość, że czegoś nie odczytałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz