No Escape, reż. John Eric Dowdle
Nie obeszło się
bez dydaktyzmu (o tym, jak Zachód psuje świat i wywołuje konflikty
– pośrednio lub bezpośrednio). Na szczęście nie jest to
opowieść o biednych tubylcach, którym rozkradziono kraj. Wina,
jaką biorą na siebie twórcy filmu (reprezentujący potępiony
Zachód) nie jest w najmniejszym stopniu usprawiedliwieniem dla
skolonizowanych buntowników. Tego, co wyrabiają nie da się niczym
usprawiedliwić, a to z kolei pozwala wytrzymać pouczające
przemówienia niektórych bohaterów.
Pierce
Brosnan jest jednym z tych mężczyzn, którzy się pięknie starzeją
i jest w doskonałej formie aktorskiej. W niedawnych Survivor
i November
Man
prezentuje się dobrze, ale dopiero w No
Escape
– więcej niż dobrze. Trochę zresztą parodiuje samego siebie z
czasów Bonda.
Akcja? Znakomicie, choć realizm jest wątpliwy. Zresztą niewiele
wiadomo o realizmie takich sytuacji, jak ukazana w filmie, ale
postacie zachowują się tak wiarygodnie, jak tylko dało się
upchnąć w niewiarygodnym ze swej natury scenariuszu filmu akcji.
Gdzieś pod tym wszystkim czai się schematyczność, ale bardzo
starannie ukryta. Jeden z lepszych filmów gatunkowych 2015 –
w moim przekonaniu.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz