wtorek, 16 lutego 2016

The Dead Lands, reż. Toa Fraser

The Dead Lands, reż. Toa Fraser

Można z jednej strony powiedzieć, że Fraser to nowy Kurosawa, pokazujący zamerykanizowany (czy też zeruropeizowany) odczyt obcej kultury. Rzeczywiście, scenariusz tego dzieła adaptowałby się na western nie gorzej niż Siedmiu samurajów. Jest jednak coś niesamowitego i odrębnego w tej wizji Maorysów, można też poszukać wspólnych wątków z filmową trylogią Władca pierścieni, może to specyficzna nastrojowość Nowej Zelandii?
Najważniejsze jednak jest, że bez kompleksów i obawy o śmieszność pokazano kulturę kompletnie obcą ludziom Zachodu. Niektórzy co prawda pomyślą „zabobonni idioci, akcja bez sensu, prymitywne głupki”. Ale to już opinie poza dyskusją, po prostu zaznaczam jedno ze źródeł negatywnych ocen tego filmu.
Poza tym: zdjęcia – poprawne, montaż – poprawny, scenariusz – poprawny, ścieżka dźwiękowa – bardzo dobra.

6/10 lub 7/10, nie mogę się zdecydować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz