czwartek, 25 lutego 2016

Le tout nouveau testament (Zupełnie Nowy Testament), reż. Jaco Van Dormael

Le tout nouveau testament (Zupełnie Nowy Testament), reż. Jaco Van Dormael

Rozczarowany jestem. Świetny zwiastun, fabuła brzmiaca na ciekawa. Wykonanie beznadziejne. Film po prostu jest nudny. W całym filmie jest kilka śmiesznych scen, ale większość jest totalnie słaba.
To komentarz z Filmwebu, na którym film opisano jako komedię. A potem rozczarowania. I ja dałem się nabrać opisem, bo także spodziewałem się komedii, a TO NIE JEST KOMEDIA. Dystrybutor wpadł na ten pomysł? Kto wpadł na ten pomysł?
Do rzeczy: obraz jest manifestacją poglądów posthumanistycznych, feministycznych, queerowych i innych pokrewnych. Raczej czytelny. Bóg jako mężczyzna strzegący patriarchatu, patriarchat jako układ zwyrodniały, syn Boga (też mężczyzna) – sympatyczny ale niepoważny, Bogini jako osoba wspaniała, ale stłamszona przez sadystycznego mężczyznę, córka Boga jako genialna i zaradna dziewczynka, ogólnie – kobiety jako lepiej predysponowane do rządzenia światem. Jest tam trochę dowcipu, ale generalnie narracja jest cicha, poetycka i alegoryczna.
Punktem wyjścia jest postawienie pytania, czego ludzie by chcieli, gdyby im lepiej przypomnieć, że umrą. Film sugeruje, że priorytety zmieniłyby się diametralnie. I że to kobiety lepiej wiedzą, bo mężczyźni to potwory. Jeśli nie są potworami, to są kloszardami, kloszardzi to najlepsi mężczyźni. Jest to oczywiście suchar propagandowy, ale filmu nie da się zinterpretować inaczej niż przez pryzmat tego suchara („pryzmat suchara”, co za metafora).
Dla upewnienia dodam, że wszystkie rozwiązania z końcówki nie są ani żartami (powtórzę – to nie komedia), ani przenośniami. Być może dystrybutor uznał, że kobieta zdradzająca męża z małpą to żart, więc napisał „komedia”. Otóż nie. Afekt człowieka i małpy śmieszył w Nieoczekiwanej zmianie miejsc, straszył w King Kongu, ale w Zupełnie Nowym Testamencie jest po prostu postulatem zupełnie na poważnie. Z jednej strony to kolejna okazja poniżenia mężczyzny (mąż „bez jaj” przegrywający z małpą rywalizację o kobietę), z drugiej – równouprawnienie zwierząt, postulat obecnie na porządku dziennym.
Nie oceniając postulatów – oceniam film. Jest ładny wizualnie, nastrojowy, choć tempo jest chwilami sflaczałe. Jego wymowa za często oscyluje wokół propagandy i to mocno niewybrednej. Nieważne kogo ta propaganda zwalcza czy popiera (choć jak na dzieło o charakterze poetyckim za dużo tu mściwości), po prostu historyczno-materialistyczny model kina upchnięty w niby-rozrywkowy film i zakamuflowany pod słowem „komedia” odbieram jako próbę oszustwa. A ja tak nie lubię.

4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz