wtorek, 29 sierpnia 2017

Pokot, reż. Agnieszka Holland

W zamierzchłych czasach pozytywizmu istniał taki nurt jak „powieść tendencyjna”. Papierowi bohaterowie, idealne dobro, idealne zło, proste konflikty, brak studium psychologicznego, moralizatorstwo, czarno-biała rzeczywistość, przekaz moralny wypowiadany wprost, emocjonalność na pograniczu afektywności, tyrady, ckliwość, rozdzieranie szat, tanie ssanie ze stereotypów.
Po długich wahaniach obejrzałem Pokot. Czułem się, jakbym oglądał Ogniomistrza Kalenia. Z jednej strony zajmująca fabuła, wciągający scenariusz, znakomita robota operatorska, itd. Z drugiej – ładunek propagandowy, który razi na dwa sposoby: łopatologiczną formą i paskudną treścią. W najgorszych socrealistycznych produkcyjniakach nie widziałem takiej ilości egzaltowanych kazań na temat dobra i zła, jak w Pokocie.
Jeśli ktoś czyta tego bloga (dobrze, nie będę przesadnie skromny, widzę statystyki i faktycznie niejeden ktoś czyta tego bloga), zauważy że niemal całkowicie pomijam polskie kino. Oglądam, ale nie piszę o tym. Jeśli robię wyjątek, to naprawdę mam powód.
Wrócę więc do produkcyjniaków, bo Holland kopiuje te rozwiązania: papierowy bohater, uproszczona wizja świata, absolutnie niewiarygodne rysunki psychologiczne postaci, polaryzacja postaw, skrajności, wyjaśnienia deklarowane explicite w niekończących się tyradach, emocjonalność, grafomania w dialogach, „słuszna sprawa” jako usprawiedliwienie marnej warstwy artystycznej, manipulacja poglądami przy pomocy emocji, fałszywe tezy forsowane pracą kamery, argumenty emocjonalne, uproszczenia, skróty, erystyka.
Najgorsze jest to, że etyka obrońców etyki jest nieetyczna. Jeśli już ustaliliśmy, że jest to film propagandowy, to należałoby ustalić z jaką tezą mamy do czynienia. Otóż teza tego propagandowego filmu brzmi: zabijanie ludzi jest słuszne, o ile są to ludzie, którzy zabijają zwierzęta. Jest jednak jeszcze jeden (wyszła mi niezła aliteracja) problem z Pokotem. O ile niektóre dzieła z okresu socrealistycznego są naprawdę nieźle poprowadzone i świetnie przemyślane retorycznie (a przez to mają siłę oddziaływania), o tyle retoryka Pokotu jest po prostu marna. Kiedy oglądam Życie raz jeszcze czy Piątkę z ulicy Barskiej, dostaję argumenty, wobec których muszę naprawdę się skupić, aby je odeprzeć. Retoryka Pokotu to tylko wrzaski i nadużywanie wielkich słów. Brzmi jak przemówienie Szczuki z Popiołu i diamentu, które zresztą Wajda dokręcił pod presją ówczesnych władz. I nie chodzi już o marne, naprawdę, aktorstwo Agnieszki Mandat (może nie z winy samej aktorki, a złego prowadzenia?), nie ma też wpływu świetne aktorstwo Miroslava Krobota. Nawet praca kamery jest zbyt ostentacyjna. Teza, że zabijanie larw owadów jest holokaustem, to po prostu nadużycie i nie mam słów, którymi mógłbym opisać skalę tego nadużycia.
Centralnym problemem Pokotu jest etyka. Wracam do osi tej noty: pod osłoną thrillera przemycono tu film propagandowy, a więc opatrzony tezą i mający wywierać wpływ. I musimy pamiętać że metafora ma przełożenie na realia. Umiejętność czytania metafory niestety zanika, ale do tej właśnie umiejętności zdają się odwoływać Olga Tokarczuk i Agnieszka Holland. I obie panie okazują się zwolenniczkami kary śmierci. Jakoś mi to nie pasuje do ich potocznej narracji, a – proszę wybaczyć – umiem czytać metaforę. Jeśli już robi się wtopę artystyczną i etyczną, to dlaczego jeszcze dołącza się do tego wtopę wizerunku?
Jest w tym wszystkim jakaś podskórna nienawiść, jakaś pełzająca zemsta, jakaś intencja, którą trudno mi odgadnąć, ale bałbym się zasnąć w towarzystwie twórców tego scenariusza. Jem mięso, czuję się zagrożony. O to chodziło? Czy zdanie „to nie my zaczęliśmy tę wojnę” oznacza, że trwa wojna i że obrońcy zwierząt mają ochotę mordować ludzi w zemście za mordowanie zwierząt? Myślę że tak, o ile starczy im odwagi. Etyka i logika nie mają tu nic do rzeczy, to jest rozgrywanie osobistych kompleksów.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to symetryczna forma hipokryzji, lustrzane odbicie Polski katolickiej. W obu przypadkach na wierzchu jest egzaltowana, cukierkowa miłość, a pod spodem wściekła, zapiekła nienawiść, zemsta, wręcz sekciarstwo. 
Bohaterka filmu jest morderczynią i psychopatką. Ostatnia z jej ofiar umiera żywcem zjedzona przez larwy. Jednego dnia ta sympatyczna pani głaszcze umierającego dzika (śliczny obrazek), a następnego zakatowuje na śmierć człowieka, scenariusz woła „dobrze zrobiłaś”. Zostaje (fabularnie) usprawiedliwiona i przypuszczalnie będzie zabijać dalej. Po co nam krzesła elektryczne, skoro wystarczy wpuścić do społeczeństwa czułych psychopatów dokonujących samosądów? Przypominam, że mamy do czynienia z filmem propagandowym, a więc opatrzonym tezą i postulatem.
Nie wiem, czy jestem za karą śmierci czy przeciw. Na szczęście nie muszę o tym decydować. Znam kilka osób, których nie lubię. Robią złe rzeczy. Ale gdyby ktoś mnie spytał, czy skazałbym najgorszego wroga na śmierć w męczarniach poprzez zjedzenie żywcem przez larwy, odpowiedziałbym, że tylko chory człowiek ma takie pomysły. A film propagandowy Pokot usprawiedliwia taką zbrodnię. Taka jest jego teza. Morderczyni żyje tam sobie spokojnie, chroniona przez przyjaciół i niemal uświęcona. W czasach rozkwitu video takie sielankowe ujęcia kręcono nakładając rajstopę na obiektyw. Odrzucam nienawiść i kicz, odrzucam ten film.
Chciałbym podnieść notę za zdjęcia, oświetlenie, grę aktorską, montaż, pracę kamery, cokolwiek. Nie da się, te elementy też są słabe lub co najwyżej poprawne. Najgorszy film Agnieszki Holland ever. 

2/10 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz