Ghost in the Shell, reż. Rupert Sanders
Tytuł, który zobaczyłem na plakatach
coś mi mówił. Nie jestem wielbicielem mangi, ale jeden z moich
przyjaciół jest i w końcu skojarzyłem: gorąco mi tę serię
polecał ze względu na wątki transhumanistyczne. Poszedłem więc
do kina z mieszanymi odczuciami. Była nadzieja na jakąś ciekawą
teorię, była obawa przed szmirą i była też obawa przed obrazem
hermetycznym.
Ekranizacje dzieł literackich czy
pochodzących z innych mediów mają dwa rodzaje adresatów: ci
którzy znają oryginał i ci, którzy nie znają. Wychodzę z
założenia, że jedni i drudzy powinni się bawić dobrze. Ja
oryginału nie znam i piszę z punktu widzenia kogoś, kto nie
obejrzał wspomianej mangi w ramach przygotowań do pójścia do
kina. Nie widzę celu, 90% potencjalnych widzów podeszło do tego,
jak sądzę, tak jak ja. Nie będę więc się wdawał w spór o to,
czy coś popsuto, czy nie. Interesuje mnie film jako integralne
dzieło.
Zacznę od bohaterów. Nie związałem
się z żadną z postaci. Gra Scarlett Johanson jest sztuczna,
nieprzekonująca, plastikowa. Pozostali właściwie wyglądali jak
wycięci z komiksu. W fabule brakuje ekspozycji, która została dość
nieprzekonująco wrzucona mniej więcej w połowie, jako wątek
poszukiwania własnej przeszłości i nie spełnia swojej roli.
Poznajemy strzępki życiorysu głównej bohaterki (za mało, żeby
nawiązać z nią kontakt), o pozostałych postaciach nie wiemy nic.
Efekty specjalne są wykonane z
ogromnym nakładem pracy, jednak świat wykreowany wygląda
sztucznie. To samo dotyczy charakteryzacji. Widać po prostu, że to
robota komputera – nie z powodu jakichś błędów, tylko niuansów
(nieznanych mi) w samej animacji.
Akcja na moje oko nie ma zbyt wiele
sensu. Ganiają się i strzelają, jak się okazuje – o nic
ważnego.
Najbardziej mnie jednak rozczarowała
warstwa filozoficzna. Ów głęboko badany transhumanizm, być może
(?) obecny w oryginalnej mandze, tutaj prawie się nie pojawia.
Pomysł na stworzenie cyborga, „cudowne” (bo bez próby
jakiejkolwiek hipotezy technicznej) modelowanie pamięci i
świadomości przy pomocy komputera, na końcu teza, że jesteśmy
ludźmi, dopóki mamy jakąś „duszę” w środku, ale ani słowa
o tym czym ona jest. Banały zawieszone w próżni teoretycznej. Zero
interesujących pytań etycznych.
Błędy w tłumaczeniu. „Ghost” to
nie „dusza”. Podobnych niuansów jest więcej, a z powodów
wspomnianych wątków filozoficznych owe niuanse są jednak raczej
istotne.
Błędy w sztuce. Zastrzelona pani
naukowiec ma ranę raz z jednej strony, raz z drugiej, do tego nie
jest to rana w serce, tylko bliżej ramienia. Ale natychmiast umiera.
Jest więcej drobiazgów, ale to wyłapią kolekcjonerzy, sprawa z
raną to tylko przykład.
Ostatecznie wyszedłem z kina
rozczarowany. Akcja nie daje napięcia, fabuła nie podnosi żadnej
interesującej kwestii. Wizualne wystylizowanie na późne lata 80.
jest miłe dla oka, ale zaburzone wspomnianą sztucznością skądinąd imponujących efektów specjalnych. Jestem pewien, że można
to było zrobić lepiej.
3/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz