wtorek, 11 kwietnia 2017

Ghost in the Shell, reż. Rupert Sanders

Ghost in the Shell, reż. Rupert Sanders

Tytuł, który zobaczyłem na plakatach coś mi mówił. Nie jestem wielbicielem mangi, ale jeden z moich przyjaciół jest i w końcu skojarzyłem: gorąco mi tę serię polecał ze względu na wątki transhumanistyczne. Poszedłem więc do kina z mieszanymi odczuciami. Była nadzieja na jakąś ciekawą teorię, była obawa przed szmirą i była też obawa przed obrazem hermetycznym.
Ekranizacje dzieł literackich czy pochodzących z innych mediów mają dwa rodzaje adresatów: ci którzy znają oryginał i ci, którzy nie znają. Wychodzę z założenia, że jedni i drudzy powinni się bawić dobrze. Ja oryginału nie znam i piszę z punktu widzenia kogoś, kto nie obejrzał wspomianej mangi w ramach przygotowań do pójścia do kina. Nie widzę celu, 90% potencjalnych widzów podeszło do tego, jak sądzę, tak jak ja. Nie będę więc się wdawał w spór o to, czy coś popsuto, czy nie. Interesuje mnie film jako integralne dzieło.
Zacznę od bohaterów. Nie związałem się z żadną z postaci. Gra Scarlett Johanson jest sztuczna, nieprzekonująca, plastikowa. Pozostali właściwie wyglądali jak wycięci z komiksu. W fabule brakuje ekspozycji, która została dość nieprzekonująco wrzucona mniej więcej w połowie, jako wątek poszukiwania własnej przeszłości i nie spełnia swojej roli. Poznajemy strzępki życiorysu głównej bohaterki (za mało, żeby nawiązać z nią kontakt), o pozostałych postaciach nie wiemy nic.
Efekty specjalne są wykonane z ogromnym nakładem pracy, jednak świat wykreowany wygląda sztucznie. To samo dotyczy charakteryzacji. Widać po prostu, że to robota komputera – nie z powodu jakichś błędów, tylko niuansów (nieznanych mi) w samej animacji.
Akcja na moje oko nie ma zbyt wiele sensu. Ganiają się i strzelają, jak się okazuje – o nic ważnego.
Najbardziej mnie jednak rozczarowała warstwa filozoficzna. Ów głęboko badany transhumanizm, być może (?) obecny w oryginalnej mandze, tutaj prawie się nie pojawia. Pomysł na stworzenie cyborga, „cudowne” (bo bez próby jakiejkolwiek hipotezy technicznej) modelowanie pamięci i świadomości przy pomocy komputera, na końcu teza, że jesteśmy ludźmi, dopóki mamy jakąś „duszę” w środku, ale ani słowa o tym czym ona jest. Banały zawieszone w próżni teoretycznej. Zero interesujących pytań etycznych.
Błędy w tłumaczeniu. „Ghost” to nie „dusza”. Podobnych niuansów jest więcej, a z powodów wspomnianych wątków filozoficznych owe niuanse są jednak raczej istotne.
Błędy w sztuce. Zastrzelona pani naukowiec ma ranę raz z jednej strony, raz z drugiej, do tego nie jest to rana w serce, tylko bliżej ramienia. Ale natychmiast umiera. Jest więcej drobiazgów, ale to wyłapią kolekcjonerzy, sprawa z raną to tylko przykład.
Ostatecznie wyszedłem z kina rozczarowany. Akcja nie daje napięcia, fabuła nie podnosi żadnej interesującej kwestii. Wizualne wystylizowanie na późne lata 80. jest miłe dla oka, ale zaburzone wspomnianą sztucznością skądinąd imponujących efektów specjalnych. Jestem pewien, że można to było zrobić lepiej.

3/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz