Morgan, reż. Luke Scott
Film niejednoznaczny. Zainteresował
mnie z powodu teorii tranhumanistycznych, jednak w kluczowym
momencie, podczas wyjaśniania mechanizmu tworzenia post-człowieka,
pada zdanie „jak czarodziejską różdżką”. I to rozwala
potencjalnie ciekawą warstwę teoretyczną. Reszta jest filozofią i
co gorsza – nie wiadomo jaką.
Niby coś o rozterkach – co jest żywą
istotą, a co nie jest. Ale temat nie jest porządnie ruszony. Niby
coś o bezwzględności korporacji, ale to jakby tylko tak na
marginesie. Niby coś o słabości człowieka wobec post-człowieka,
ale to tylko dla ubarwienia (realizm i konsekwencja scenariusza
chwilami naprawdę denerwują głupotą). Jest też feminizm w
najgłupszej postaci – czyli prymitywne odwrócenie ról, dostajemy
świat rządzony przez kobiety. Ostatecznie nie wiem o czym to było
(co nie znaczy, że nie zrozumiałem fabuły). Trochę o wszystkim i
bez celu.
5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz