niedziela, 18 grudnia 2016

Hel, reż. Paweł Tarasiewicz, Katarzyna Priwieziencew

Hel, reż. Paweł Tarasiewicz, Katarzyna Priwieziencew

Potraktujmy to tak: zabawa montażem. Istnieje pewna ilość sekwencji i ujęć, istnieje też pewna dowolność złożenia ich. To oczywiście spełnia pewne postulaty sztuki współczesnej i zdaje się iść drogą Cortazara (i innych), mianowicie idea jest w teorii angażowania widza. Widz ma sobie poukładać sam. Tyle, że widz za cholerę nie wie w czym rzecz.
Tak, jestem w stanie zinterpretować przebieg wypadków, ale mam nieodparte poczucie, że gdybym zrekonstruował przebieg fabuły w jakiś inny sposób (lub na wiele innych sposobów), to też dałoby się obronić.
Można też potraktować to jako impresję lub ciąg impresji fotograficznych. Do produkcji użyto różnych rodzajów taśmy filmowej i to widać. Autorzy zdjęć mieli dobre oko i wyczucie, wyzyskali te możliwości. Tyle, że (znów kończę akapit od tyle, że) ten film nie miał być kolażem efektownych obrazów, a dreszczowcem.
Ogólnie twórcy wykazali się wieloma talentami oprócz jednego – oprócz talentu do opowiadania historii. Opowiedzieli interesujący wstęp i utknęli na tym, na czym zatrzymuje się wielu początkujących pisarzy: nie wiadomo co ma być dalej. Jestem niemal pewien, że zdezorientowanie widza wynika z braku pomysłu autora (czy też grupy autorów).
Nie ma scenariusza i nie ma historii. Jest tylko klimat i gdyby twórcy zrobili jakieś „artystowskie” dzieło nowomoedialne, to byłoby fair. Ale oni usiłują najpierw przekonać widza, że ma do czynienia z fabułą, a potem wytryskują na ścianę klasyczny kolaż, czystą sztukę wizualną.
Koncepcja jest dobra i słuszna, ale niedorobiona. Mam poczucie, że „polski Lynch” byłby lepszy od Lyncha, ale musi się najpierw napracować, żeby się jakoś różnić i być tak samo sprawnym technicznie. Obraz sprawia wrażenie, jakby ekipa miała słomiany zapał, a lynchowski surrealizm jest tak ścisły, że nie da się wepchnąć żyletki w szczelinę. Hel natomiast rozłazi się sam pod własnym ciężarem.
Ach, pojawia się też skojarzenie z powieścią Castorp Pawła Huellego, choć może niezamierzone. Jednak przesłanie „uważaj, Polska to dziwny kraj”, jest stale obecne i to akurat jest interesujące spostrzeżenie.
Niezrozumiałej symboliki jest tam wiele i znów trudno mi uwierzyć, są to dobrze przemyślane symbole. Na przykład dlaczego ciągle przed kamerę jest wpychany pentagram? Lekko przechylony, jak we fladze Turcji. Pojawia się tak często na kurtce bohatera, że albo ma znaczenie (ale jakie, jakie??), albo jest to błąd w sztuce.
Na duży plus znakomita scena tańca na rurze, jedna z lepszych, jakie sobie przypoimnam. To świadczy o tym, że jako ekipa plastyków realizatorzy wypadają dużo lepiej niż jako ekipa filmowców. Kolejnym plusem jest niezłe rozegranie wątku zdrady i zazdrości. Ta warstwa buduje napiecie znacznie skuteczniej niż niejasno i mdło prowadzona warstwa kryminana. Jeśli dodać ze dwa punkty za zdjęcia i ambicje, to wychodzi cztery. I nie więcej.

4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz