Berlin Eins (Wydział Zabójstw Berlin 1), reż. Marvin Kren
Wydział zabójstw Berlin 1
jest kompozycją wątków i obrazów z kilku klasycznych filmów o
Republice Weimarskiej. Z pewnością nie wychwyciłem wszystkich,
jednak najważniejsze są zacytowane wyraźnie. Jest to więc
ponowoczesny typ produkcji, który remiksuje zastane dzieła i łączy
formułę dramatu społecznego z silną dawką symboliki, kryminału
i dreszczowca.
Najważniejszym
z cytowanych dzieł jest Kabaret.
Oba te filmy rozpoczynają się sceną w variete. Akcja obu
filmów ma miejsce w tym podobnym czasie, w Niemczech
przedhitlerowskich, po I wojnie światowej. Kabaret to
wczesne lata 30., Wydział zabójstw
to początek lat 20. (tuż przed rozpoczęciem oficjalnej kariery
przez Maxa Schmelinga, w filmie pojawia się postać tego pięściarza
biorącego udział w nielegalnych amatorskich walkach).
Jest jednak możliwe, że oba filmy opowiadają o wczesnych latach
30., gdyż w Wydziale zabójstw
pojawia się sterowiec Graf Zeppelin, który wykonał pierwszy lot w
1928 roku. Między tymi dwiema wskazówkami zachodzi
sprzeczność, pozwala to jednak przyjąć, że w fabule jest błąd
dotyczący Schmelinga i akcja obu filmów umieszczona jest w tym
samym czasie.
Antagonista, Tauss, to Hitler. Mają wiele cech wspólnych. Poznajemy tę postać
jako więźnia w Republice Weimarskiej. W toku akcji wydostaje się
na wolność. Jest przywódcą sfrustrowanych weteranów I wojny
światowej i na ich czele zamierza dokonać przewrotu. Jest
drastyczny, bezkompromisowy, bestialski i przebiegły. Likwiduje
organizację, która jakoś „ułożyła się” z legalną
rzeczywistością, chociaż nadal jest to grupa ekstremistów. On po
prostu jest bardziej ekstremistyczny. Przemówienie, które do nich
wygłasza jest jawną kopią tonu i postawy Hitlera. To modelowy
przedstawiciel „motłochu”, jak nazywa tych ludzi Hannah Arendt.
Oczywiście ma też piękne zdjęcia z uśmiechniętą rodziną. Jak
każdy „dobry i porządny człowiek”.
Jest to także doktor Mabuse. W filmie
pod tym tytułem bohater ma zdolność hipnotyzowania (na poziome
metafory jest to wspólna cecha filmowego Taussa i historycznego
Hitlera). I w końcu – finałowa rozgrywka odbywa się w kanałach.
Trudno pomyśleć, że w filmie zbierającym tyle nawiązań mogą to
być przypadki. Zwłaszcza, jeśli reżyserem Doktora Mabuse
jest Fritz Lang, a główny bohater Wydziału zabójstw
także ma na nazwisko Lang.
Postanowiono więc
sportretować początki nazizmu remiksując klasyczne dzieła
poświęcone tematowi; jednocześnie obraz jest atrakcyjny
scenariuszowo i wizualnie. Nawiązania do ekspresjonizmu wprowadzane
są dyskretnie, jednak czytelne.
Biorąc
pod uwagę, że jest to produkcja telewizyjna, trudno nie zauważyć,
jak starannie zrobiono ten film. Wyczarowano „Berlin trzydziestych
lat”, jak śpiewał Kazik Staszewski (zresztą powiązania z filmem
Jajo węża, do
którego Kazik nawiązywał, są tu również czytelne). Scena z
przelatującym Zeppelinem, choć krótka, jest znakomita. Graficy komputerowi chyba po prostu dostali kilka miejsc, w których mogli wyżyć z pożytkiem dla całości.
Zgromadzono
sporą ilość pojazdów z epoki. Warto zwrócić uwagę na
rewelacyjne scenografie. Szereg elementów bez znaczenia fabularnego
i symbolicznego wkomponowano w krajobrazy tylko po to, żeby
polepszyć walory wizualne i nastrojowe. W jednej ze scen na podwórzu
pojawia się oprócz trzech samochodów także zardzewiały kawałek
czwartego. Obeszłoby się? Oczywiście, dlatego właśnie tak podoba
mi się praca scenografów. W innej scenie widać coś, co wygląda
jak iskry od spawania. Też niepotrzebne, ale bardzo dużo wnosi do
tego ujęcia.
Ogólnie nie jest to wielkie ani przełomowe kino, jednak żadna chwila projekcji nie jest chwilą zmarnowaną. Na tle produkcji kinowych jest to po prostu niezły film, jednak na tle innych produkcji skierowanych do telewizji, najczęściej robionych na odwal się, jest to wręcz arcydzieło. Ocena jest wypośrodkowaniem:
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz