niedziela, 18 grudnia 2016

Berlin Eins (Wydział Zabójstw Berlin 1), reż. Marvin Kren

Berlin Eins (Wydział Zabójstw Berlin 1), reż. Marvin Kren

Wydział zabójstw Berlin 1 jest kompozycją wątków i obrazów z kilku klasycznych filmów o Republice Weimarskiej. Z pewnością nie wychwyciłem wszystkich, jednak najważniejsze są zacytowane wyraźnie. Jest to więc ponowoczesny typ produkcji, który remiksuje zastane dzieła i łączy formułę dramatu społecznego z silną dawką symboliki, kryminału i dreszczowca.
Najważniejszym z cytowanych dzieł jest Kabaret. Oba te filmy rozpoczynają się sceną w variete. Akcja obu filmów ma miejsce w tym podobnym czasie, w Niemczech przedhitlerowskich, po I wojnie światowej. Kabaret to wczesne lata 30., Wydział zabójstw to początek lat 20. (tuż przed rozpoczęciem oficjalnej kariery przez Maxa Schmelinga, w filmie pojawia się postać tego pięściarza biorącego udział w nielegalnych amatorskich walkach). Jest jednak możliwe, że oba filmy opowiadają o wczesnych latach 30., gdyż w Wydziale zabójstw pojawia się sterowiec Graf Zeppelin, który wykonał pierwszy lot w 1928 roku. Między tymi dwiema wskazówkami zachodzi sprzeczność, pozwala to jednak przyjąć, że w fabule jest błąd dotyczący Schmelinga i akcja obu filmów umieszczona jest w tym samym czasie.

Antagonista, Tauss, to Hitler. Mają wiele cech wspólnych. Poznajemy tę postać jako więźnia w Republice Weimarskiej. W toku akcji wydostaje się na wolność. Jest przywódcą sfrustrowanych weteranów I wojny światowej i na ich czele zamierza dokonać przewrotu. Jest drastyczny, bezkompromisowy, bestialski i przebiegły. Likwiduje organizację, która jakoś „ułożyła się” z legalną rzeczywistością, chociaż nadal jest to grupa ekstremistów. On po prostu jest bardziej ekstremistyczny. Przemówienie, które do nich wygłasza jest jawną kopią tonu i postawy Hitlera. To modelowy przedstawiciel „motłochu”, jak nazywa tych ludzi Hannah Arendt. Oczywiście ma też piękne zdjęcia z uśmiechniętą rodziną. Jak każdy „dobry i porządny człowiek”.
Jest to także doktor Mabuse. W filmie pod tym tytułem bohater ma zdolność hipnotyzowania (na poziome metafory jest to wspólna cecha filmowego Taussa i historycznego Hitlera). I w końcu – finałowa rozgrywka odbywa się w kanałach. Trudno pomyśleć, że w filmie zbierającym tyle nawiązań mogą to być przypadki. Zwłaszcza, jeśli reżyserem Doktora Mabuse jest Fritz Lang, a główny bohater Wydziału zabójstw także ma na nazwisko Lang.
Postanowiono więc sportretować początki nazizmu remiksując klasyczne dzieła poświęcone tematowi; jednocześnie obraz jest atrakcyjny scenariuszowo i wizualnie. Nawiązania do ekspresjonizmu wprowadzane są dyskretnie, jednak czytelne.
Biorąc pod uwagę, że jest to produkcja telewizyjna, trudno nie zauważyć, jak starannie zrobiono ten film. Wyczarowano „Berlin trzydziestych lat”, jak śpiewał Kazik Staszewski (zresztą powiązania z filmem Jajo węża, do którego Kazik nawiązywał, są tu również czytelne). Scena z przelatującym Zeppelinem, choć krótka, jest znakomita. Graficy komputerowi chyba po prostu dostali kilka miejsc, w których mogli wyżyć z pożytkiem dla całości.
Zgromadzono sporą ilość pojazdów z epoki. Warto zwrócić uwagę na rewelacyjne scenografie. Szereg elementów bez znaczenia fabularnego i symbolicznego wkomponowano w krajobrazy tylko po to, żeby polepszyć walory wizualne i nastrojowe. W jednej ze scen na podwórzu pojawia się oprócz trzech samochodów także zardzewiały kawałek czwartego. Obeszłoby się? Oczywiście, dlatego właśnie tak podoba mi się praca scenografów. W innej scenie widać coś, co wygląda jak iskry od spawania. Też niepotrzebne, ale bardzo dużo wnosi do tego ujęcia.
Ogólnie nie jest to wielkie ani przełomowe kino, jednak żadna chwila projekcji nie jest chwilą zmarnowaną. Na tle produkcji kinowych jest to po prostu niezły film, jednak na tle innych produkcji skierowanych do telewizji, najczęściej robionych na odwal się, jest to wręcz arcydzieło. Ocena jest wypośrodkowaniem:

7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz