niedziela, 27 listopada 2016

Captain Fantastic, reż. Matt Ross

Captain Fantastic, reż. Matt Ross

Z początku wygląda to tak, że jest to wielka pochwała natury i życia wyzwolonego od konwenansów, potok potępienia dla filistrów, rewizja cywilizacji. Potem okazuje się, że druga strona też ma argumenty.
Ostatecznie nie ma ucieczki od kultury. Jest tylko popadanie z kultury w kulturę, calkowicie utopijny „projekt” wolności. Dostajemy jednak dość naiwną wykładnię wyższości jednej kultury nad drugą, do tego – kiepsko uargumentowaną.
Te światy nie mogą się ze sobą spotkać. Ostatecznie zwycięża jakiś nachalny relatywizm, z którego wynika jedynie to, co wynika ze wszystkiego innego – czyli że nie wiadomo o co chodzi. Ostatnia scena jest o tyle symptomatyczna, że bohaterowie robią to samo, co robi „zgniły kapitalizm”: siedzą niby razem, ale są zatopieni w innych czynnościach. Przeciętny małolat w towarzystwie ma smartfona i wysyła esemesy. Nasi bohaterowie także nie rozmawiają. Siedzą wczytani w książki lub w swoje myśli. Jest jakaś różnica? Może nie ma. I może jest to przesłanie tego obrazu, a jeśli jest - stawia mimo wszystko dość ciekawe pytanie. Nawet pytania.
Z wszystkimi wadami i zaletami wychodzi mi mniej więcej:

6/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz