niedziela, 4 września 2016

Evolution, reż. Lucile Hadzihalilovic

Evolution, reż. Lucile Hadzihalilovic

Scenerie są równie piękne, co przerażające (już tu można się dopatrzeć analogii z siłami nautry). Jedzenie wygląda obrzydliwie, pomieszczenia przypominają cele więzienne, jest sporo ujęć po prostu niemiłych, biologicznych.
W miasteczku nie ma żadnych dorosłych mężczyzn ani żadnych małych dziewczynek. Są tylko dorosłe kobiety i mali chłopcy. A kobiety mają potworne twarze. Mają w sobie coś ze zwierząt i coś z filmowych kosmitów. W każdym razie, jeśli są ludźmi, to tylko częściowo. Jak się później okazuje, nie mają narządów rozrodczych.
Zdanie wygłaszane przez jednego z bohaterów „Okłamują nas. Sprawdzimy co robią w nocy” to odwieczny męski kompleks niepanowania nad kobietą i braku wglądu w jej naturę. Najpewniej wszycy ci „mali chłopcy” w filmie to po prostu metafora mężczyzn, a wszystkie to dorosłe (choć żadna nie jest stara) kobiety, to metafora ogółu kobiet.

Porównania z Pasolinim nie są pozbawione sensu, tyle że Pasolini szamotał się z potworną masą południowoeuropejskiej kultury, a Hadzihalilovic raczej z naturą. Słowo „ewolucja” może wskazywać na posthumanistyczne idee, ale potraktowane bez entuzjazmu. Cały ów posthumanizm miałby być niczym innym niż wytworem kultury, równie kulawym, jak współcześnie panujące warianty (nieprzenikniony, patologiczny matriarchat w miejsce znanego nam, ale mocno niedoskonałego patriarchatu). Jednak wszechobecne związki z wodą mogą sugerować inne interpretacje. Na przykład cofnięcie o kilka stopni w ewolucji – nie do małp, a do ryb. Mogłoby to oznaczać niepodzielne panowanie natury, z którego dawno przestaliśmy sobie zdawać sprawę. Ośmiornica czy rozgwiazda są znacznie bardziej „nieludzkie” niż szympans. Tu sklejono te dwa nieprzystające światy i siła tego zderzenia (i sklejenia) decyduje o mocy i wymowie obrazu.
Sprowadzanie rzeczy do jakiegoś naturalnego rozwoju ewolucyjnego ludzkości wydaje mi się spłyceniem. Ostatecznie „powrót do wody” zostaje zmetaforyzowany właściwie dosłownie.
Jeśli dobrze rozumiem końcówkę, to elementy melodramatyczne wiodą do smutnego końca, a główny przebieg fabuły – do szczęśliwego.
Bez wątpienia było to wszystko trudne do zagrania aktorsko, zwłaszcza dla dzieci. Jeśli nazwano Babadook nowym, świeżym powiewem w świecie horroru, to Evolution przeskauje go o dwie długości.
Warto zwrócić uwagę na doskonałe zdjęcia, bardzo silnie inspirowane malarstwem Giorgio de Chirico (jak twierdzi reżyserka), chociaż na moje oko to nie wyczerpuje tematu pod względem wizualnym; znajdowałbym tam ślady Hoppera i innych piewców prowincji.

7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz