czwartek, 28 lipca 2016

Star Trek Beyond (Star Trek: W nieznane), reż. Justin Lin

Star Trek Beyond (Star Trek: W nieznane), reż. Justin Lin

Historie „kultowe” są oglądane na dwa sposoby. Jest grupa fanów, znawców tematu i grupa zwykłych widzów, którzy poszli na film, nie dopytując (i nie chcąc nawet wiedzieć) co działo się dotąd w historii takiej jak Star Trek. Dobry film powinien zadowolić jednych i drugich. Nie zaliczam się do fanów startrekowego wszechświata i chciałem obejrzeć widowisko. I dostałem to, na co liczyłem. Ciekawe postacie, niezła akcja i niewiarygodne efekty specjalne. Nikt mnie nie zmuszał do znawstwa, obeszło się bez tego. Jedno co mnie zdziwiło to fakt, że – jak mi się wydaje – nigdy dotąd nie było takiego zdarzenia jak zniszczenie Enterprise. A tutaj pojazd ulega zagładzie, to chyba nowość?
To nie znaczy, że film wystaje ponad przyzwoite komercyjne widowisko. Nie wystaje, co więcej – ma wady. Podstawowa z nich, często zresztą obecna w różnych S-F to brak wyjaśnienia „jak to zostało zrobione”. W świecie przedstawionym tego konkretnego wariantu rzeczywistości jest nie do pomyślenia, że paru byłych żołnierzy dysponując prymitywną technologią na zapomnianej planecie wymyśliło sposób na sforsowanie obrony takiego statku jak Enterprise i jednocześnie zbudowało tak potężną flotę. Dziwne jest też, że najpotężniejsza baza federacji jest tak blisko niezbadanej strefy Kosmosu i że jej nie zbadano przy tej okazji i że alarm o nadlatujących statkach odzywa się dopiero, kiedy te statki stanowią bezpośrednie zagrożenie. A są to sekundy. Tak się nie robi, jeśli się posiada mózg.
Tę wyliczankę wpadek – kamuflowanch montażem, elipsami, scenami dynamicznych walk – można by przedłużać, ale nie ma potrzeby. Poszedłem do kina na bajeczkę i obejrzałem bajeczkę, i bawiłem się nieźle i, nie żałuję.

6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz