El Abrazo de la Serpiente (W objęciach węża), reż. Ciro Guerra
To z kolei przykład, jak bez sukcesu robić kino nie-hollywoodzkie. Przekaz jest niejasny, uwikłany w zbyt wiele wątków, bo mamy tu i pochwałę pionierów odkryć geograficznych, i hołd dla zaginionych kultur, i new-agową koncepcję współżycia z naturą, i realizm magiczny, i potępienie kolonializmu, i wątki conradowskie (Jądro ciemności), i rozważania o wynaturzonych sektach, i psychodelię rodem z amerykańskich filmów z lat 70. Do tego czarno-białe zdjęcia, jakby pozorowanie kina dokumentalnego sprzed pół wieku? Nie przegapiłem tej masy pomysłów i tematów, tylko pytam - po co?
Warto dać tę czwórkę za parę niezłych momentów, ale cała reszta wygląda tak, jakby chcieli zrobić dziesięć filmów w jednym i w końcu nie zdecydowali się o czym ma być to wszystko.
4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz