Wazir, reż. Bejoy Nambiar
No i
kolejny przykład zdrowego kompromisu między przyzwyczajeniami widza
(standardy amerykańskie), a niepowtarzalnym charakterem lokalnej
kinematografii bollywoodzkiej. Są więc piosenki i jest melodramat i
są tańce, ale wszystko to wkomponowane w fabułę. Na tyle dobrze
wkomponowane, że trudno jest przewijać te momenty, bo zwykle w tym
czasie dzieje się też coś istotnego.
Schemat
też jest niezły. Początek to zbrodnia mafii. Samotny mściciel
szuka zabójców córki. Znajduje, zabija. Większość takich fabuł
właśnie w tym momencie się kończy, ale my mamy dopiero początek
filmu, więc o co chodzi? Chodzi o hinduskiego szachistę (mają tam
geniuszy, wiedzą o tym i korzystają z tego). Zaczyna się bardzo
ciekawa rozgrywka, a kiedy wydaje się, że szachista zachował się
jak naiwniak, a nie jak szachista – zaczyna się prawdziwy finał.
Warto więc nie sugerować się spadkiem siły narracji w niektórych
momentach, bo to naprawdę dobrze przemyślany element scenariusza.
Warte polecenia.
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz