The Hunger Games: Mockingjay Part 2 (Igrzyska śmierci: Kosogłos. Część 2), reż. Francis Lawrence
Z pewnym opóźnieniem obejrzałem, bo po poprzednich częściach bynajmniej nie spieszyłem się.
Monotonna bohaterka. Wiecznie znękana, śmiertelnie poważna, przerażona głębią własnych wiekopomnych myśli. Snuje się ten snuj, bo chyba miał połączyć męskie kino w stylu Władcy pierścieni z jakimś melodramatem dla pensjonarek. Ostatecznie jest wtórnie pod każdym względem, do tego ideologizująco. Ludzie mówią trzy razy za dużo słów i robią trzy razy za dużo smutnych min. Efekty specjalne niestety nie zawsze się udają - część krajobrazów jest rażąco komputerowa.
Problem, jaki razi mnie najmocniej, to nachalna indoktrynacja. Krytyka ideologiczna znienawidziła kino ery klasycznej za stereotypowy model świata. Kiedy owi ideolodzy dorwali się do Hollywood, robią to samo, tylko w odwrotną stronę, na zasadzie TKM. Mamy więc prymitywne odwrócenie ról: kobiety robią to, co zawsze robili mężczyźni, a mężczyźni są zepchnięci do roli dekoracji. Tania zemsta w filmie naśladującym grę komputerową, raczej nudnym i raczej nachalnym. Jedyne, co go ratuje, to że nowe Gwiezdne wojny były podobne, ale jeszcze gorsze.
3/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz